Weszliśmy dziś obiema nogami w Stary Testament, ciężej było wyleźć 😉 Jadąc na południe od Jerozolimy robi się coraz cieplej i coraz bardziej pustynnie, aż wjeżdża się całkowicie w Pustynię Negev. Obiema nogami w Stary Testament, ponieważ tradycja podaje, że tutaj rozegrała się cała historia narodu wybranego po ich przyjściu z Egiptu (najdłuższy spacer jaki znamy – 40 lat po pustyni 😉 ). Warto tutaj powiedzieć o jednej rzeczy – mianowicie, wszystkie trzy słowa – „Adam”, „ziemia” (w sensie gleba) oraz „czerwony” mają ten sam korzeń w języku hebrajskim (Alef+D+M). Dlatego teologia żydowska głosi, że Adam został ulepiony z czerwonej ziemi pustyni Negev. Rzeczywiście ziemia tutaj różni się od jasnego piasku pustyń Judy (gdzie leży Jeruzalem) i ma taki rdzawy kolor (nie do końca czerwony).
Jako pierwsze odwiedziliśmy stolicę Negevu, miasto Tel-Ber – Sheva, ważne dla historii Abrahama i jego niewolnicy Hagar. Znajdowała się tutaj studnia, przy której Hagar została uratowana od śmierci – historia jest wspaniała, dlatego warto zerknąć (Rdz 21, 14-19). Anioł mówi do Hagar, w wolnym tłumaczeniu, „Czego się mażesz?” (nie farbą, ale w sensie płaczu 😛 ). To co rzuca się w oczy, to bliskie położenie nowej Ber-Shevy (wielkiego kananejskiego miasta) i tej starej, sprzed ponad 3000 lat przed Chrystusem – miasta beduinów (jakim był Abraham). Biblijna Ber-Sheva wymieniana jest w Starym Testamencie wielokrotnie i dobrze było ją zobaczyć.
Następnie wylądowaliśmy w Tel-Mamszit – kolejne biblijne miasto z czasów jeszcze przed-Izraelskich. Zupełnie niezwykłe, przechodzące z rąk do rąk (mamy tu erę Nabatejczyków, Greków, Rzymian, chrześcijan). Dziś zupełnej ruinie, ale za czasów swej świetności było miastem wypoczynkowym. Zatrzymywali się tutaj beduini w drodze ze swoimi kosztownościami do Morza Śródziemnego. Szli karawanami od Egiptu, Petry, itd. i tutaj szukali schronienia. Był tutaj parking dla 1000 wielbłądów, wielki targ, dużo wody. Tak żyli ludzie w czasach Abrahama, Izaaka, Jakuba (przypominam, że Abraham to historia dziejąca się 1800 lat przed Chrystusem). Na zdjęciach widać ślady ery bizantyjskiej, chrześcijańskiej. Pozostały tu miejsca po dwóch bazylikach (był tu biskup) i piękna chrzcielnica w kształcie Krzyża.
Na ostatek zrobiliśmy przystanek w niezwykłym, kananejskim mieście o nazwie Tel-Arad. Po małym co nieco w cieniu bardzo ciekawego drzewa, weszliśmy w ruiny pięknie położonego miasta na szczycie góry. Miasto potężne, największe z tych, które do tej pory widzieliśmy.
Dwie sprawy są tutaj bardzo ważne. Dla biblistów Tel-Arad to po prostu najważniejsze miejsce, jak Licheń, albo lepiej 😀 Tradycja głosi (trochę naciągana), że Izraelici idąc przez pustynię natknęli się na Tel-Arad, ale przegrali z Kananejczykami bitwę i musieli zawrócić. Ta porażka kosztowała ich 40 lat błąkania się po piasku. Ważne dla biblistów, ponieważ znaleziono tutaj świątynię, która CO DO JOTY odpowiada opisowi świątyni z Powtórzonego Prawa. Ergo, bibliści uważają, że opis ten dotyczy właśnie tej świątyni, a nie tej w Jerozolimie. Strasznie to ciekawe. Na pewno jest to znalezisko ciekawe.
Pewnie znacie 😉 Czemu Mojżesz prowadził Izraelitów przez pustynię? Bo wstydził się z nimi iść przez miasta 😀