17 dnia miesiąca Kislev, 5776 „roku od stworzenia świata”, czyli dziś, poszliśmy z pośpiechem w góry, aby odwiedzić Elżbietę. Tutaj nadarza się okazja, aby opowiedzieć trochę o żydowskim kalendarzu. Nie przepuszczę jej, przepuszcza to się babki w drzwiach 😉 Otóż jest to zupełnie inny kalendarz, używany do dziś, zwłaszcza do określania świąt. Jest to kalendarz księżycowy, a nie słoneczny, jak nasz, i aby je zsynchronizować, Żydzi dodają 7 miesięcy w przeciągu 19 lat (księżycowy rok jest jedenaście dni krótszy od naszego). Pierwszy miesiąc to Nisan (nowy rok zaczynają przed Paschą), a dwunasty to Adar – ale tylko jeśli chodzi o liturgiczne sprawy, bo cywilny rok zaczyna się siódmego miesiąca roku liturgicznego – proste jak drut, no nie? 😀
Zatem 17 dnia miesiąca Kislev, 5776 „roku od stworzenia świata”, czyli dziś, poszliśmy z pośpiechem w góry, aby odwiedzić Elżbietę. Ain – Karem znajduje się 8 kilometrów od starego miasta w Jerozolimie. Taka mała pielgrzymka jeszcze nikogo nie zbawiła, więc poszliśmy jak Bóg przykazał do domu ciężarnej Elżbiety. Kiedyś, lata po przybyciu tutaj Krzyżowców, miała miejsce taka rozmowa: – Tu Franciszkanie, przejmujemy to miejsce! Od tej pory nieprzerwanie Bracia Mniejsi wpuszczają i wypuszczają stąd pielgrzymów 😉 Nam pozwolili nawet Mszę odprawić. Ewangelia mówi, że Maryja, zaraz po zwiastowaniu udała się „z pośpiechem w góry”. Niektórzy czytając to twierdzą, że Józef musiał mieć na nazwisko Pośpiech, skoro Maryja poszła z nim do Ain Karem…Różne są interpretacje, prawda jest taka, że rzeczywiście jest tu bardzo górzyście. Z samym sanktuarium związane są trzy wydarzenia z życia rodziny Zachariasza – narodziny Jana Chrzciciela (cóż to musiało być za wesele z powodu tego dziecka), ukrycie Janka w skałach (bo jak Apokryfy mówią, po wydaniu rozkazu przez Heroda, aby zabić małych chłopców, Elżbieta ukryła synka w skale, która w cudowny sposób się rozstąpiła w celach zakrywczo-uciekinierczych) oraz nawiedzenie Elżbiety przez Maryję. Cóż to musiało być za spotkanie – Duch Święty hulał, dzieci w łonach tańczyły, działo się. Nic dziwnego, że Maryja nie wytrzymała i wyśpiewała co jej leżało na sercu (bo przecież nie na wątrobie). Jej Magnificat jest tu na ścianach sanktuarium w chyba każdym języku pod słońcem.
Cudownie jest być w Ziemi Świętej poza sezonem. Pustki, miejsca znane z Biblii tylko dla siebie, hulający Wiatr. Tak zakończyłem 17 dzień miesiąca Kislev, 5776 „roku od stworzenia świata”.