Jak tylko wchodzi się do Bazyliki Grobu, oczom każdego pielgrzyma ukazuje się wielka złota mozaika – piękna, inscenizująca trzy wydarzenia tego miejsca: ukrzyżowanie Jezusa, namaszczenie Jego ciała oraz złożenie do grobu. Dziś zatrzymała mnie ona na dłużej, ponieważ zauważyłem na niej szczegóły do tej pory pomijane. Chodzi mi głównie o aniołów latających po mozaice jak po galerii handlowej. Dla dwóch z nich mam już imiona – jeden z nich to „Śpioszek”. Wiecznie zmęczony, zasypia nawet podczas swoich wypowiedzi. Śpi zawsze i wszędzie, zasnął kiedyś kasując bilet w autobusie i założył się z koleżanką, że zaśnie w działającej betoniarce pełnej zaprawy. Wygrał. W tej scenie właśnie kładzie się do snu….w locie.
Drugi to „Gapcio”. Pewnego dnia pomylił suszarkę z dojarką na mleko, resztę przygód możecie sobie wyobrazić. Na złotej mozaice leci, smarka, ale nie wie bidula, że zaraz wyrżnie w krzyż jednego z łotrów. Cały Gapcio.
Żeby nie było, że jestem niepoważny, czy coś – trzecia postać, która przykuła mój wzrok to…ja sam. Zobaczyłem czaszkę pod Krzyżem Jezusa (normalnie symbolizującą Adama) i pomyślałem, że to ja. Nie tylko z powodu uderzającego podobieństwa, ale dlatego, że moja śmierć jest nieunikniona. Ciekawe kiedy przyjdzie, ciekawe ile będę miał lat, ciekawe czy ktoś będzie mi towarzyszył, ciekawe czy będę przytomny co się dzieje….? Wszystko to jednak coraz mniej mnie interesuje, gdy wiem, że Jego przebite stopy górują nade mną, jak na tej mozaice. Mój Mistrz ma przebite stopy, a ja serce. Strzała Amora weszła głęboko.