Dzień 40 Podczas dzisiejszej Mszy zadziało się coś fajnego, czego się nie spodziewałem. Odprawiając z czytaniami o Eliaszu i wdowie z Sarepty Sydońskiej (dziś Sydon znajduje się w Libanie nadal postrzeganym jako wrogi kraj, właściwie w stanie wojny z Izraelem) oraz Ewangelią o wdowie przy skarbonie świątynnej, odbyliśmy z zebranymi małą podróż – z Eliaszem, Jezusem i uczniami. Idąc z Sarepty do Jerozolimy zobaczyliśmy jak dzięki pomaganiu innym Bóg wspiera człowieka cudem rozmnożenia – w przypadku wdowy i Eliasza, rozmnożenia oliwy i mąki. Stojąc przy skarbonie w Jerozolimie, Jezus wskazał nam nie tylko na ukrytą prawdę, o tym kto dał najwięcej, ale postawił przed nami kobietę, której Bóg chce teraz pomóc, a jedynymi którzy mogą to zrobić to my. Powoli odkrywam, czemu niektórzy mówią o Ziemi Świętej „piąta Ewangelia”. To prawda. Będąc tutaj obserwuję nie tylko miejsca, ale i ludzi, którzy są ziomkami świętej Rodziny i uczniów. Ich gościnność, wygląd, różne sytuacje sprawiają, że chce się czytać Pismo Święte, że widzi się różne ewangeliczne sceny na ulicach i w sklepach, a czasami i na Mszy.
Dzień 39 To była miazga 😀 „Zstąpił do piekieł, wstąpił na niebiosa…” tak mówimy przy okazji pacierza, ale doświadczyć tego na własnej skórze to co innego. Ale od początku.
Wyszedłem z moim współbratem Vincent’em na mały spacer (w nagrodę za męczeństwo przy książkach. Idąc sobie Doliną Gihon (Gehenna) mieliśmy zamiar tylko okrążyć Syjon od południowej strony Jerozolimy i zajść na „Pole Krwi”, gdzie powiesił się Judasz i które arcykapłani kupili za jego 30 srebrników rzucone w stronę Przybytku (Mt 27, 3-10). Ponieważ pocałowaliśmy klamkę klasztoru na wspomnianym „Polu” (do czego zdążyłem się już przyzwyczaić), zeszliśmy do najniższego punktu Doliny Gihon, gdzie w starożytnej Jerozolimie nic nie było poza spalarnią śmieci (nie ekologiczną, nie). Dreszcz po plecach przechodzi człowiekowi w tym miejscu, ale ludzie tu mieszkają. Teraz jest to wioska o nazwie Siloam – mówi to coś? Zaraz wyjaśnię. Mieszkają tutaj Palestyńczycy, głównie muzułmanie, dlatego jest to zapomniana część świata, a w stanie wojny z Izraelem często bez prądu, często bez dostępu do wody. Frustracja jest duża, dlatego spojrzenia mieszkańców na dwóch zagubionych turystów są pełne podejrzeń. Przeszliśmy jednak bez szwanku, bo Palestyńczycy to dobrzy ludzie. A widok stąd na wzgórze świątynne jest niepowtarzalny, jak z żadnego miejsca wokół Jeruzalem (patrzy się na nie z dołu).
W tym samym prawie miejscu znajdował się odpływ tzw. „czarnej wody” czyli ścieków miasta oraz sadzawka czystej wody, którą nazwano Shiloam. To ta sama sadzawka, która… zresztą sami posłuchajcie, mówi Jezus: ” „Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata”. To powiedziawszy splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: „Idź, obmyj się w sadzawce Siloam” – co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił widząc (J 9, 1-7).
Radzę przeczytać całą historię, bo bo jest naprawdę ciekawa. Znowu Jezus pakuje się w tarapaty z powodu uzdrowienia w Szabat, a uzdrowiony ze ślepoty prowadzi z faryzeuszami jedną z bardziej zabawnych rozmów w Nowym Testamencie. W rozmowę wtrącają się rodzice uzdrowionego, ale potem oczywiście mówią: „Jest dorosły, zapytajcie go sami” 😀 Sytuacja z niejednego polskiego podwórka – szkoda tylko, że nie było tam jeszcze teściów, proboszcza oraz wójta, to może szybciej by doszli do porozumienia. A tak? Jezus chciał dobrze, a wyszło jak zawsze – wojna z faryzeuszami z niejednym „za uszami”.
Od najniższego punktu dwóch spotykających się dolin – Gihon oraz Cedron (Kidron) idzie ścieżka przez całą Dolinę Cedron aż na Górę Oliwną. Ponieważ jest to najszybsza droga z Góry Oliwnej na Górę Syjon, gdzie znajdowały się domy arcykapłanów Jerozolimy, przyjmuje się, że to właśnie tędy prowadzono Jezusa do domu Kajfasza. Wrażenie jest niesamowite – z jednej strony Góra Oliwna, z drugiej strony wzgórze Świątynne.
Na zdjęciu widać jak wysoko nad ziemią wznosiła się Świątynia Jerozolimska, a jeśli dodamy jeszcze drugie tyle Świątyni w górę (które zostało zniszczone przez rzymian w 70 r.), to mamy pełen obraz narożnika Świątyni, z którego szatan kazał Jezusowi rzucić się w dół Doliny Cedron (Łk 4, 9).
W Dolinie Cedron znajdują się dwa bardzo ważne groby (o cmentarzach za chwilę 😉 ) – uno, grób Absaloma, syna Dawida (2 Sm 19, 1-11) oraz due, grób proroka Zachariasza. Trochę więcej o tym drugim, bo Jezus go często cytował w Ewangeliach. Zachariasz wyprorokował nam przykładowo, że od Jezusa uciekną wszyscy uczniowie (Mk 14, 26-27) oraz Króla Pokoju jadącego na osiołku:
„Raduj się wielce, Córo Syjonu,
wołaj radośnie, Córo Jeruzalem!
Oto Król twój idzie do ciebie,
sprawiedliwy i zwycięski.
Pokorny – jedzie na osiołku,
na oślątku, źrebięciu oślicy” (Za 9, 9). To ironia, bo w tej dolinie, kiedy aresztowanego Jezusa prowadzono związanego do domu Kajfasza, te słowa nabrały innego znaczenia – Jezus idzie do ciebie Jerozolimo, ale jest to Król zwycięski…na Krzyżu.
Jak już mówiłem, są tu też cmentarzyska, a dokładnie 3 cmentarze – na zboczu Góry Oliwnej żydowski, w samej dolinie chrześcijański oraz tuż przed murami Świątynnymi muzułmański. Historie tych trzech cmentarzy są niezwykłe, ale uderza przede wszystkim wymowa ich usytuowania. Chyba tylko tutaj te wielkie trzy religie spotykają się i „mieszkają” razem jak najlepsi sąsiedzi – nikt nie krzyczy, cisza, wszyscy leżą jak trzeba 🙂 – Jak się panu leży, panie Jerzy? – Cudownie, panie Muhamad. A panu? – Nie najgorzej, tylko trochę cięgnie od tych murów. A panu panie Izaak? – Nigdy nie było lepiej, leżę jak długi… 😀
Dzień 38 …był dniem siedzenia w domu i wielu mniej lub bardziej udanych podejść do nauki. Jerozolimskie deszcze i słoty przypominają mi słowa Mickiewicza:
Tymczasem, przenoś moją duszę utęsknioną Do tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych, Szeroko nad błękitnym Niemnem rozciągnionych; Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem, Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem…
Człowiek sobie uświadamia, że mamy wiele wspólnego z Narodem Wybranym, że tęsknimy kiedy jesteśmy poza ojczyzną, Polska jest moją ziemią obiecaną. Jakże Psalmy podobne są do poezji Mickiewicza:
Nad rzekami Babilonu – tam myśmy siedzieli i płakali, kiedyśmy wspominali Syjon. Na topolach tamtej krainy zawiesiliśmy nasze harfy. Bo tam żądali od nas pieśni ci, którzy nas uprowadzili, pieśni radości ci, którzy nas uciskali: „Zaśpiewajcie nam jakąś z pieśni syjońskich!” Jakże możemy śpiewać pieśń Pańską w obcej krainie? Jeruzalem, jeśli zapomnę o tobie, niech uschnie moja prawica! Ps 137
Czy wiecie, że chałkę – tak uwielbianą przez Polaków, zwłaszcza z masłem – mamy od Żydów mieszkających w Polsce od XI wieku? Jedzą ją w każdy Shabat 🙂
Shabat rozświetla się właśnie. W synagogach rozbrzmiewa inspirowana erotykiem biblijnym – Pieśnią nad Pieśniami – pieśń „Lecha Dodi” (hebr. „chodź tu kochanie”). Słowa wskazują na mężczyznę witającego swoją ukochaną – tak Żydzi witają Shabat. Słabo?
Dzień 37 Jak to jest z tym Bliskim Wschodem? 9 miesięcy pustynia, susza i piec, ale potem deszcz zalewa tę ziemię potokami, jakby niebo nosiło tę wodę w swym łonie, żeby po okresie ciąży wylać to wszystko na ludzi.
Natychmiast pojawia się roślinność, trawa, krzewy, itp. Ulewy tutaj są bardzo obfite i długotrwałe, jak dziś. Deszcze są na tyle potężne, ażeby napełnić (w starożytnej Jerozolimie) cysterny na wodę, używane w porze suchej, oraz zamienić suche doliny w urwiste rzeki. Biada temu, kto znajduje się w takim korycie podczas palestyńskiego deszczu. Nagle pojawia się tak wielka ilość wody, że porywa wszystko co stoi na jej przeszkodzie. Te suche koryta rzeczne zamieniane na wielkie rzeki w porach deszczowych nazywane są tutaj Wadi (po polsku ładi) i jak większość miejsc, czynności życiowych czy stanów pogodowych są wymienione w Biblii. Do Wadi znajdziemy odniesienie w Psalmie 126: „Odmień znowu nasz los, Panie, jak odmieniasz strumienie na Południu”, ale wzmianka, która robi furorę, o której dziś chcę powiedzieć znajduje się w Pieśni nad Pieśniami. Mowa jest o sile miłości, która jest w stanie przeciwstawić się nawet wielkiej sile wspominanej przeze mnie Wadi. Zajrzyjcie, a sami zobaczycie (Pnp 8, 6-7).
Wieczorem poszedłem do Ecce Homo, do grupy wspaniałych Polaków, którzy zaprosili mnie na swoją modlitwę. Możecie sobie tylko wyobrazić jak czuje się człowiek przed Najświętszym Sakramencie wystawionym w kaplicy nad Lithostrotos. Wszystkie kiszki bolą, miałem wrażenie, że Jezus cieszy się, że tu jesteśmy, ale widać było też w Nim zniecierpliwienie, jakby chciał powiedzieć o wielkim bólu, który przeżywa obecnie. Jest to ból związany z cierpieniem Jego ludzi – Palestyńczyków i Izraelczyków mieszkających w Ziemi Świętej, a między którymi trwa wojna, codziennie giną ludzie. Jezus ich bardzo kocha. Miałem wrażenie, że prosił nas, abyśmy będąc tutaj nie marnowali czasu, byśmy byli Jego narzędziami, byśmy modlili się o pokój w Jego domu, którym jest Palestyna, Jerozolima, Galilea. Dał też takie słowa, które obrazują stan serca ludzi w tym momencie mieszkających w Palestynie:
Wspomnij, Panie, na to, co nas spotkało, spojrzyj i przypatrz się naszej hańbie. Dziedziczny nasz dział przypadł obcym, cudzoziemcom – nasze domostwa. Sieroty, nie mamy już ojca, a matki nasze jak wdowy. Własną wodę za srebro pijemy, za własne drzewo płacimy….Lm 5, 1-9
Dzień 36 Miejsc nadających się na Pretorium, czyli miejsce stacjonowania rzymskiego namiestnika Piłata, jest tutaj w Jerozolimie trzy (patrz obrazek).
Jednym z bardziej sensownych jest część pałacu Heroda (lewy dolny róg obrazka), ponieważ Herod podlizywał się strasznie Rzymianom i jest bardzo prawdopodobne, że udostępnił Piłatowi połowę najpiękniejszego budynku w mieście – swojego pałacu. To wyjaśniałoby też chodzenie Jezusa od Heroda do Piłata i z powrotem. Łatwiej z całą ekipą starszych i arcykapłanów chodzić w tę i we w tę w obrębie jednego budynku (Łk 23, 1-12). Tradycyjnie jednak, za sprawą św. Franciszka z Asyżu, który dostał od Sułtana pozwolenie na przybycie do Jerozolimy (chłop słyszał o biedaczynie z Asyżu i miał do niego szacunek), przyjmujemy, że Pretorium znajdowało się blisko dzisiejszej Lwiej Bramy (prawy górny róg obrazka). To miejsce też jest bardzo sensowne archeologicznie, więc Franciszek poprowadził i ułożył stacje Drogi Krzyżowej właśnie od tego miejsca.
Nabożeństwo Drogi Krzyżowej w Kościele Katolickim zawdzięczamy Franciszkowi, a od jego czasów nieprzerwanie w każdy piątek o 15.00 rozpoczyna się tutaj Droga Krzyżowa prowadzona przez franciszkanów i tłumnie uczęszczana. Można sobie tylko wyobrazić co tu się dzieje w Wielki Piątek, normalnie keczup.
Dziś Pretorium potocznie zwie się Ecce Homo, jest tu hostel i tanie noclegi, co przyciąga wielu Polaków 😉 Niektórzy z biednych i zagubionych turystów nie mają nawet pojęcia, że śpią parę metrów nad miejscem, które zwie się Lithostrotos (Kamienny Plac), po hebrajsku Gabbata (J 19, 13). Po ubiczowaniu Jezusa Piłat wyprowadził go na zewnątrz i powiedział do tłumów: „Oto człowiek” (J 19, 5). Słynny obraz Alberta Chmielowskiego o tej właśnie nazwie jest znany także i tutaj.
Scena rozmowy z Piłatem na tym miejscu jest co najmniej…tajemnicza, jak Jezus milczący i zamknięty w sobie. A przecież to był bardzo wygadany facet – nigdy nie pozostawiał bez słowa zwrotnego nikogo – ani ślepców i żebraków, ani kobiet, ani pogan, ani tym bardziej dostojników Rzymu (mnóstwo jest na to przykładów w Biblii, wystarczy zacząć czytać 😛 ).
Czytamy: „Wtedy zapytał Go Piłat: „Nie słyszysz, jak wiele zeznają przeciw Tobie?” On jednak nie odpowiedział mu na żadne pytanie, tak że namiestnik bardzo się dziwił (Mt 27, 13-14). Ja myślę, że milczący Jezus miał wtedy w głowie słowa podobne to tych z Apokalipsy Jana, posłuchajcie:
„To mówi Amen, Świadek wierny i prawdomówny, Początek stworzenia Bożego: Znam twoje czyny, że ani zimny, ani gorący nie jesteś. Obyś był zimny albo gorący! A tak, skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust. Ty bowiem mówisz: „Jestem bogaty”, i „wzbogaciłem się”, i „niczego mi nie potrzeba”, a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny i ślepy, i nagi. Radzę ci kupić u mnie złota w ogniu oczyszczonego, abyś się wzbogacił, i białe szaty, abyś się oblókł, a nie ujawniła się haniebna twa nagość, i balsamu do namaszczenia twych oczu, byś widział.” Ap 3, 14-18
Czy tak było? Nie wiemy…wiemy, że milczał. Oj, wiele by można o tym pisać.
W Ewangelii Jana jest taka scena, jak jeden nieborak od 38 lat nie może dobiec do sadzawki uzdrowienia, więc Jezus się nad nim lituje (J 5, 1-16). Scena jest prze-mocna, bo Jezus uzdrawia gościa, ale wprowadza go na minę, bo tamten bierze swoje łoże i niesie….w Szabat. Wiecie co to znaczy, nie? 😀 Prze-mocarze. Przychodząc na to miejsce na Starym Mieście (ale nie tym z Kolumną Zygmunta, tylko tu w Jerozolimie, jeśli jeszcze nie zauważyliście 😛 ), trochę serce się kraje. Były tu kiedyś dwie sadzawki – północna i południowa – zwane Bethesda, czyli Sadzawka Owcza (po prostu prano tutaj owce przed złożeniem ich w ofierze w Świątyni). Bethesda było miejscem tętniącym życiem, mnóstwo ludzi musiało tu przebywać (bo woda, a jeszcze bardziej „baseny”, to towar w Jerozolimie droższy od złota). A dziś?
Dziś Jerozolima jest ok. 10 m wyżej niż ta z czasów Jezusowych (dzieje się tak przez upływ czasu oraz kilka zburzeń i odbudów miasta przez wieki). I dlatego…nic szczególnego. Ruiny panie, zgliszcza panie, i ogólnie nędza. Jak żyć? Tak jest niestety z większością miejscowości i eksponatów, które dla Ewangelii oraz Starego Testamentu są kluczowe. Dobrym przykładem jest Grób Pański, który był zabudowywany i niszczony przez różne religijne wojny, krucjaty, itd. Dziś musimy się zadowolić czymś na kształt Grobu, a chciałoby się mieć coś w stylu ogrodu, z wielką skalną Górą, a niedaleko w skale wykuty grób z odsuniętym kamieniem. Niestety, takie rzeczy tylko w filmach, albo przy okazji zwiedzania innych grobów w okolicy Jerozolimy, jak np. ten na zdjęciu poniżej.
Piękny okaz grobu z I wieku!!! Piękny jest. Minuta od mojego domu.
W Jerozolimie zima. Deszcze i słoty, a przez to brak turystów. Idąc po mokrych ulicach Starego Miasta człowiek czuje się zupełnie jak w Polsce. Jest jednak różnica. Przechodząc obok zamykających swoje kramy sprzedawców, jestem w samym sercu normalnego życia tego zupełnie magicznego miasta, które Pan wybrał sobie na mieszkanie. – Super! – pomyślał ów pielgrzym. – Więcej Jerozolimy dla mnie.
Dzień 35 W Jerozolimie powietrze nabrało smaku, tak, bo w nozdrzach i ustach czuć smak gliniano-piaskowy. Od dwóch dni wieje bardzo silny wiatr, który miejscowi nazywają (…) i przynosi z pustyni piasek, unosi cały pył i miesza go z powietrzem. Pomyślałem sobie: – Pójdę. O siedemnastej już jest ciemno o tej porze roku, więc idąc samemu po uliczkach Jeruzalem poczułem mały dreszczyk emocji. Wydaje mi się, że musiało być podobnie po Zmartwychwstaniu Jezusa. Uczniowie ukrywają się w dzień i modlą wspólnie, a wieczorem niektórzy wychodzą po zapasy dla oczekujących Zesłania Ducha Świętego. Wszystko z dreszczykiem emocji, zupełnie jak ja dzisiaj. Na miejscu byłem na pół godziny przed zamknięciem, bo tego miejsca również pilnują i mają klucze muzułmanie (podobnie jak do Bazyliki Grobu), aby chrześcijanie nie pozabijali się o nie. Wchodzę i mówię do strażnika erew tow, tzn. dobry wieczór po hebrajsku. „Sala na Górze” z Dziejów Apostolskich robi wrażenie sama w sobie, ale w momencie, kiedy zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś tu sam, Salę Pięćdziesiątnicy masz przez pół godziny na własność, to coś się człowiekowi robi w środku. Uczucie zupełnie jak podczas oczekiwania na dziewczynę po umówieniu się na randkę. To dobre porównanie. Jezus zapowiedział uczniom (Dz 1, 7-9), że mają oczekiwać na randkę z Duchem Świętym (tutaj zdradzam swoje prywatne zdanie na temat „Jakiego rodzaju – męskiego, czy żeńskiego, jest Duch Święty?”). Musieli czekać jak szaleni, z duszą na ramieniu, ale w podekscytowaniu. „Jaka Ona będzie? (przypominam, że mowa o Pneuma) Jezus tak często mówił o Niej, sam nie mógł się Jej doczekać. Jaka Ona będzie?”
Nowy Testament nazywa Ją Pneuma, a Biblia Hebrajska woła na Nią Ruah. Jest tak tajemnicza, że poznajemy Ją dopiero, kiedy człowiek zaczyna z Nią współpracę. Efekty są piorunujące. Jest w Niej wszystko – ogień, woda, wichura. W Dziejach Apostolskich dwie sceny z Nią w roli głównej dają nam głębokie przekonanie, że chce być słyszana i odczuwana przez człowieka. Pierwszy raz widzimy Ją w scenie Zesłania: „Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden” (Dz 2, 2-3). Ponownie pojawia się w domu, gdzie byli Apostołowie i wspólnota pierwszych chrześcijan i też robi nie małe zamieszanie wokół siebie: „Po tej modlitwie zadrżało miejsce, na którym byli zebrani, wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym i głosili odważnie słowo Boże” (Dz 4, 3). Jednocześnie, największą Jej sprawia radochę kiedy w nas mieszka. Ona czuje się w człowieku jak we własnym domu. Proszę państwa, przedstawiam Ducha Świętego!
Jej zesłanie dokonuje się w święto Shavuot, czyli Święto Tygodni (po angielsku Pentecost, po polsku Pięćdziesiątnica). Jest to święto upamiętniające nadanie Izraelowi Prawa Przymierza, tablic z Przykazaniami (Wj 20, 18). I teraz uwaga! Nadanie Tory dokonuje się wobec całego Izraela zebranego na górze Synaj, wśród wichury, błyskawic, grzmotów i ognia (cała Ona, cały Duch Święty 😉 ). Uczniowie znajdują się w „Sali na Górze”, następuje uderzenie gwałtownego wiatru i pojawia się ogień. Błagam. Czy autor myślał, że nie zobaczymy tych podobieństw? Otóż zauważyliśmy spryciarzu 😛
Miejsce Zesłania Ducha + nocna aura + mocny wiatr, którego miejscowi nazywają (…) (przypominam, że wiatr oraz Duch, tchnienie – to po grecku to samo słowo – Pneuma), tego wieczoru sprawiły, że ożyłem, jakbym się zakochał. Randka się udała.
Dzień 34 Msza rozpoczęła się o 7.00 rano. Ubrany we franciszkańskiej zakrystii przeszedłem z kielichem obok grobu Jezusa, w którym właśnie trwała inna Msza. Mnie na Golgotę prowadził „anioł” – palestyński chrześcijanin, pomocnik zakrystiana. Oprócz mnie ludzi nie było tak wielu. Naliczyłbym może około 10 osób – całkiem jak wtedy (Mk 15, 40). Przyznaję się bez bicia, że pierwszy raz w życiu tak mnie ściskało w gardle, bo nawet na mojej pierwszej Mszy w lipcu nie byłem tak wstrząśnięty (nie zmieszany) tym, co się dzieje. Ołtarz znajduje się po prawej stronie miejsca, gdzie zatknięty był krzyż Jezusa, być może w miejscu, gdzie stał krzyż jednego z łotrów. Konkretnie w dwóch momentach zabrakło mi powietrza – pierwszy raz, gdy czytałem Ewangelię (sami zobaczcie, że niełatwo tu powstrzymać wzruszenie – Mk 15, 23-39), natomiast drugi w chwili, gdy czytałem modlitwę Eucharystyczną nad chlebem i winem prosząc Ojca, aby wysłał Ducha i sprawił cud przemiany. Jezus na nowo pojawił się w tym miejscu. Nic dodać, ale też nic nie ująć.
Pierwszy raz też wszedłem do Grobu Jezusa. Po Mszach porannych nie było wcale tłumów, więc bez większego stresu wszedłem do miejsca, gdzie Go położono. Nie uwierzycie, nie było Go tam 🙂 W środku znajduje się tylko skalne łoże w maleńkim pomieszczeniu pozostałym po żydowskim grobie z I wieku (jak wygląda można zobaczyć wracając do dnia 30, gdzie wstawiłem zdjęcie takiego grobowca). Taka ciekawostka – prawosławni obchodząc swoje święta Wielkiejnocy, co roku doświadczają tutaj małego cudu. Patriarcha wchodzi do tego pomieszczenia z pochodnią, a wśród okrzyków i oklasków wychodzi z pochodnią płonącą tzw. „świętym ogniem”. Ludzie mówią, że pochodnia zapalana jest w środku dzięki modlitwie patriarchy, jak modlitwa Eliasza spaliła jego ofiarę (1 Krl 18, 36-39).
Dzień 33 Wszystko można kupić za kasę, ale to uczucie, kiedy dziś rzucałem żabki na spokojnej tafli Jeziora Galilejskiego niedaleko Kafarnaum jest bezcenne. Myślę, że Jezus też to często robił i Piotr, i Andrzej. Zachód nad Galileą maluje tak niezwykłą szatę kolorów na wodzie, że nie uwierzylibyście. To trzeba po prostu zobaczyć.
Za każdym razem kiedy odjeżdżam z okolic rodzinnych Jezusa mam w sercu żal i chęć powrotu. Teraz jednak mam konkretny plan, aby pojechać do Galilei na parę dni i schodzić ją własnymi nogyma 😀 Plan jest prosty:
1. Zjeść kebaba w Migdali (mieście Marii Magdaleny, mojej ulubionej świętej, o której napiszę kiedy ją odwiedzę 😉 );
2. Zobaczyć tzw. „łódź Jezusa” w Ginnosar (o niej też napiszę wiele ciekawostek, ale dopiero po jej zobaczeniu)
3. Zobaczyć Korozain i Betsaidę, ponieważ obok Kafarnaum Joshka odwiedzał je najczęściej (Łk 10, 13-16)
4. Przespać noc w Kafarnaum, a rano wyjść na miejsce pustynne, aby się modlić…trzeba wyjaśnień??? Tutaj: Mk 1, 29-35
Chcę się też pochwalić moją siostrą „biblistką”, a raczej jej interpretacją sceny z bogatym młodzieńcem z rumieńcem 😛 (Mk 10, 17-22). Ludzie mają z tym problem i pytają czy Jezus mówiąc temu bogaczowi, aby sprzedał wszystko co ma, aby czasem nie wychwala powszechnego ubóstwa i czy teraz wszyscy mamy nie posiadać i być biedni. Otóż według mojej siostry – biblistki Jezus chciał powołać tego chłopaka na swojego ucznia. Genialne! 😀 Wszystko pasuje: uczniowie Jezusa, Jego najbliżsi uczniowie musieli pozostawić wszystko i pójść za Jezusem, więc wielki majątek byłby dla chłopaka przeszkodą. Zdaje się też, że chłopak przeszedł rozmowę kwalifikacyjną, bo kiedy Jezus go zapytał czy przestrzega przykazania, ten daje odpowiedź twierdzącą. Jezus mógł wtedy pomyśleć: „Nadaje się” 😉 Dalej, patrzy na niego z miłością, co bardzo pasuje do wielu miejsc, gdzie patrzy na uczniów, a potem im tłumaczy, wyjaśnia lub gani. Zobaczcie tutaj: Łk 6, 20-22 albo Mk 10, 27. W końcu mówi do niego „i chodź za mną” co nie jest od takim sobie „pałętaj się pod nogami”, ale jest to sformułowanie znaczące mniej więcej tyle co „naśladuj mnie”, „zostań moim uczniem”, „dołącz do nas”. Jest to interpretacja, której jeszcze nie słyszałem i która jak dotąd jest najbardziej kompetentna 😀 Ach, człowiek uczy się Biblii na wielkich uczelniach, a tu pierwsza lepsza siostra rozwala system. Brawo! 😀
To tyle na dzisiaj, muszę iść spać, bo rano odprawiam Mszę…na Golgocie.
Dzień 32 Siedzę i studiuję ekonomię czasów Heroda Antypasa, dlatego dzisiaj kilka słów o sianie – nie tym z betlejemskiego żłóbka, ale o pieniądzach w portfelach ludzi za czasów Jezusa. Z tego co wiemy portfel Jezusa był w posiadaniu Judasza 😉 W Ewangeliach jest mowa o kilku rodzajach pieniądza – denarach, staterach, asach, drachmach, itp. Kiedy Jezus zapytany czy płacić podatki (pytanie wprost z debaty wyborczej), prosi o denara z podobizną Cezara (widzimy, że zmieścił się w czasie przewidzianym na odpowiedź na pytanie 😉 ).
Tutaj mamy przykład monety, którą mógł wziąć do ręki pokazując słuchającym. Jeszcze ciekawszą monetą jest moneta Heroda Antypasa wybijana od 20 r. n.e., aby usprawnić ekonomię Galilei i ściągalność podatków. Jest tam gałązka oliwna (bo nie można było Żydom wybijać podobizn zwierząt i ludzi), data oraz inskrypcja o Herodzie Antypasie. Tutaj mamy raczej pewność, że te pieniążki były w portfelu Maryi, kiedy szła kupić „nowiuśkie koszule” dla Jezusa oraz w kieszeni Józefa, gdy szedł do urzędu płacić PIT.
Dzień 31 Jedna trzecia Jerozolimskiego semestru w PBI (Pontifical Biblical Institute) minęła, jestem tu miesiąc. Czas podsumowań, rozliczenia ekipy rządzącej, pociągnięcia winnych do odpowiedzialności – jak w polskiej polityce 🙂 Jestem niezmiernie zadowolony z tego co tutaj zastałem. Poziom nauczania, wkuwanie hebrajskiego i archeologii Nowego Testamentu połączone z wyjazdami do biblijnych miejsc, warunki w jakich się uczymy – na plus dla ekipy rządzącej. Myślę, że tutaj warto wspomnieć o tym, jak w ogóle do tego doszło, że jestem w Ziemi Świętej.
Od ponad roku studiuję teologię biblijną w Boston College. Zawsze wydawało mi się to wielką sprawą, no bo i przecież jest. Wszystko się zmieniło podczas jednego wyjazdu do Nowego Yorku, kiedy to poznałem amerykańskiego jezuitę, który napisał pierwsze odcinki do słynnego serialu „The House of Cards”. Po krótkiej rozmowie z nim, w której zapytał mnie co robię w związku ze swoją pasją, którą jest Biblia – czy robię coś więcej w tym kierunku, jadąc potem w nowojorskim metrze nie wiadomo skąd przyszła mi do głowy myśl: „Jerozolima”. Myśl pod tytułem Jerozolima drążyła mnie od tego momentu na tyle głęboko i długo, że w końcu zacząłem o tym rozmawiać z ludźmi w Bostonie i lawina się posypała. Akurat w tym czasie przypadkowo był w Bostonie jezuita z Jerozolimy, odpowiedzialny za programy studenckie w PBI. Po krótkiej wymianie zdań, a potem wielu rozmowach z moimi przełożonymi okazało się, że jadę na cały semestr do Jerozolimy studiować hebrajski i archeologię Nowego Testamentu. Nie mogłem wiedzieć, że w momencie, gdy do mojej głowy przyszła myśl pt. „Jerozolima”, akurat w naszym instytucie w tym mieście dokonywały się zmiany w kierunku przyjmowania jezuitów spoza Rzymu (nasz PBI – instytut biblijny w Jerozolimie jest gałęzią jezuickiej uczelni w Rzymie i do tej pory tylko dla jej studentów). Dziś kiedy to wszystko wiem i patrzę z niemałej perspektywy czasowej, jestem zdumiony. Razem z moim współbratem z Francji jestem pierwszym w historii jezuitą spoza Rzymu studiującym tutaj. Chomik doświadczalny, ale szczęśliwy do szpiku kości. Czekam na kolejne dwa miesiące pobytu w miejscu, które zmienia cały mój pogląd na świat, wiarę i Boga.
Dziś mieliśmy okazję przejechać się samemu miejskim autobusem ze Starego Miasta na Górę Oliwną. Nie lada doznanie, coś jak wkręcenie spodni w łańcuch od roweru – z dreszczykiem 🙂 Wszędzie tylko Arabowie, ich obyczaje i charakterystyczny śpiew imamów zapraszający do modlitwy: Allah Akbar – Bóg zawsze większy. Ta wyprawa była o tyle magiczna, że zaczynając od Góry Wniebowstąpienia, przez Pater Noster (gdzie Pan nauczył uczniów modlić się) i Getsemani tuż przed rozpoczęciem Szabatu, byliśmy tam praktycznie sami: ja, moja siostra i szwagier (nie pytajcie, przyjmijcie na słowo 😉 ). Przypomina mi się przyjazd kiedyś do Częstochowy w lutym. Żadnych tłumów, nikogo, tylko my i obraz Matki Bożej na wyciągnięcie ręki. Msza o 18.00 była zwykłą Mszą parafialną, a Jasna Góra zupełnie nie do poznania.
Jeśli chcecie zrozumieć szabat i jego wagę dla hebrajczyków musicie poczytać sobie pierwsze rozdziały księgi Rodzaju i księgę Wyjścia (31). Powoli rozumiem wielkie napięcie między Jezusem i faryzeuszami w rozumieniu Szabatu, w którym ludzie mają zachowywać się jak Bóg, który odpoczął po ukończeniu stworzenia. Byliśmy dziś w samym środku Jerozolimy kiedy rozświetlił się Szabat. Mówi się, że „Szabat się rozświetla”, bo mimo zachodu słońca, wszędzie zapala się świece. Wieczorem w piątek każdy śpieszy do synagogi, gdzie ważne nabożeństwo zaczyna ten dzień. Mężczyźni w środku synagogi, kobity też, ale na balkonie, a dzieci na zewnątrz, bawią się. Piszę o tym i zachwycam się, bo wiem, że Jezus z Józefem i Maryją byli przykładnymi Żydami. Jezus też się bawił na zewnątrz, Maryja na balkonie, Józef w środku 🙂 W sobotę wieczorem, kiedy kończy się Szabat, ojciec rodziny bierze flakonik perfum i daje go każdemu powąchać, mówiąc: „pamiętaj jak słodki jest Szabat”. Robi to, aby każdy zapamiętał i tęsknił za kolejnym Szabatem, dniem poświęconym dla Pana, gdzie każdy zachowuje się jak On. Jeszcze teraz czuć tę ciszę Szabatu w powietrzu, która aż przeszywa. Ten cały dzień kiedy Jezus leżał w grobie, kiedy „odpoczął” po harówce swojego życia, ta Wielka Sobota jest jednym z ciekawszych dni Paschy, w moim mniemaniu.
Dzień 30 Mogę powiedzieć, że powtórne wyjście do Israel Musem było w pewnym sensie „gwoździem programu”. Po zasięgnięciu wiadomości o religijnych wierzeniach ludów pierwotnych (bardzo ciekawych skądinąd), o tym czego jezuici dokonali w archeologii (tak proszę państwa!), o tym jak Żydzi spędzali noc poślubną i jak na pustyni zachowywały się kobiety po urodzeniu (to akurat jest prze-ciekawe, bo rzuca światło na fragment z Apokalipsy, gdzie mowa o niewieście, która uciekła na pustynię i urodziła syna w Ap 12, 5-6), dotarliśmy do „gwoździa programu” – czyli do miejsca, gdzie wystawiona jest urna z kośćmi mężczyzny, który był ukrzyżowany w czasach Jezusa.
Może to nieładnie tak, ale chce się powiedzieć „dzięki stary, warto było”. Dla biedaka był to „gwóźdź do trumny”, ale dzięki jego urnie wiemy też w jaki sposób mogło wyglądać ukrzyżowanie samego Jezusa. Zdjęcie pokazuje urnę oraz sposób krzyżowania w tamtym czasie.
Tu na zdjęciu widać wyjęte z urny kości dolnej kończyny z wciąż tkwiącym w nich gwoździem.
Po lewej Żydowski grób z czasów Jezusa. Jak widać jest to grób rodzinny – bardzo wieloosobowy. Biedaków namaszczano rozkładającym olejkiem (być może) i zawijano w płótna. Składano na jednej z trzech półek wykutych w skale. Po kilku latach, kiedy ciało już się rozłożyło, kości kruszono i wkładano do glinianych urn, które tutaj widać. Dzięki temu w takim grobowcu mogło się pomieścić bardzo wiele osób, wielopokoleniowa rodzina.
Po prawej nie lada heca. Uwaga! Najstarszy na świecie (z VI w p.n.e.) zachowany fragment Pisma Świętego. Na srebrnym zwoju napisane jest piękne i znane powszechnie błogosławieństwo z księgi Liczb – zachęcam do odnalezienia go w Lb 6, 24-26.
Dzień 29 Dziś w Bazylice Grobu Pańskiego poruszenie. Wchodząc tam zostajemy wypędzeni przez mnicha prawosławnego, bo…National Geographic nagrywa odcinki z Ziemi Świętej z Morganem Freeman’em w roli głównej 🙂 Bardzo znany ten Morgan, więc ludzie krzyczą do niego, śmieją się, chcą z nim zdjęcia, podchodzą, aby się go dotknąć, a ochroniarze odganiają napierający tłum. Przypomina wam to coś lub kogoś? Oczywiście i mi przyszedł na myśl Jezus i Jego uczniowie – wystarczy przytoczyć takie fragmenty jak: „I prosili go, aby się mogli dotknąć szaty jego; a którzy się go dotknęli, zostali uzdrowieni” (Mt 14, 36) oraz „Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego” (Mk 10, 13). Możecie jeszcze zerknąć tu: Mk 3, 10; Mk 5, 28-29; Mk 6, 56. Różnica taka, że Jezus w pewnym momencie rozkazał swoim uczniom-ochroniarzom, aby nie tylko nie zabraniali ludziom Go dotykać, ale kazał im robić to samo co On: „Chorych uzdrawiajcie, umarłych wskrzeszajcie, trędowatych oczyszczajcie, demony wyganiajcie; darmo wzięliście, darmo dawajcie” (Mt 10, 8).
Co musiało się dziać kiedy Jezus przez Bramę Złotą wjeżdżał do Jerozolimy na osiołku? Powoli zmienia się mój obraz Jezusa – na bardzo znanego w całej Palestynie, postrzeganego jako proroka, potomka Dawida, przyszłego króla, który będzie królował nad całą ziemią, witanego przez tłuuuuumy jako zbawienie Izraela. Co musiało się dziać kiedy szedł przez miasto z Krzyżem? Ten sam tłum, emocje w zenicie, rzymscy żołnierze w pełnej gotowości, przemoc, krzyk, płacz. Przeogromny kontrast, zawód nie do opisania, rozdarcie brutalne i pełne nadziei słowa skazańca: „Błogosławiony, który we mnie nie zwątpi” (Mt 11, 6). Proszę państwa – Jerozolima i wpisane w nią karty Ewangelii. Nikt nie może przez nie przejść obojętnie i nikt nie wyjeżdża stąd taki sam.
Dzień 28 W Jerozolimie zima. Jest 13 stopni i pada deszcz… „Deszcze i rosy, błogosławcie Pana, chwalcie i wywyższajcie Go na wieki! Wszystkie wichry niebieskie, błogosławcie Pana, chwalcie i wywyższajcie Go na wieki! Ogniu i żarze, błogosławcie Pana, chwalcie i wywyższajcie Go na wieki! Chłodzie i upale, błogosławcie Pana, chwalcie i wywyższajcie Go na wieki! Rosy i szrony, błogosławcie Pana, chwalcie i wywyższajcie Go na wieki!” (Dn 3, 64-68).
Coraz bardziej rozumiem o co w ogóle chodzi z tą Ostatnią Wieczerzą, z pomysłem Jezusa, żeby nas karmić sobą, aby spotkanie z Nim odbywało się przy świecach i w trakcie posiłku. Aby to ogarnąć trzeba tu być i widzieć tę kulturę, dla której jedzenie jest świętem, tajemnicą, ucztowaniem, spotkaniem, na które się czeka. Jest sztuką życia.
Dzień 27 Powróciwszy jeszcze do wczorajszego dnia chcę opowiedzieć o dwóch miejscach. Jedziemy sobie z Jerycha do Jerozolimy, na górskim oesie jedziemy po skalnej półce, wspinając się białym Punto, z widokami nad widoki po prawej stronie. W pewnym momencie, po wjechaniu do jakiejś miejscowości o nazwie Tajbe, dowiaduję się od mojego współbrata, że ta palestyńska miejscowość zamieszkana jedynie przez chrześcijan 3 wyznań (naszego, maronickiego i grecko-prawosławnego) to Biblijne Efraim. Skóra mi ścierpła, włos na głowie zjeżył, twarz pobledła, oczy mgłą zaszły, słuch przytępił i z rąk wypuściłem kubek z kawą. – Efraim mówisz? – zapytałem. – Tak – brzmiała zdawkowa odpowiedź. Nic więcej zresztą mówić nie musiał, bo przecież dobrze znam to miejsce…z mojej wyobraźni.
Efraim to najbardziej tajemnicze z miejsc w Ewangeliach w moim odczuciu i które najbardziej chciałem zobaczyć, być tu z Jezusem. Już tłumaczę. W Ewangelii Łukasza zaraz po naradzie żydowskich autorytetów i uknuciu spisku, aby zgładzić Jezusa, On sam ze swoimi uczniami oddala się do Efraim i tam spędza czas aż do Paschy. Czemu we wrogiej Samarii? Najwyraźniej znał tam ludzi i najwyraźniej tam było bezpieczniej niż w Judzie – nikt by go tam nie szukał. Pobyt Jezusa z uczniami w Efraim jest owiany tajemnicą. Nic o tym czasie nie wiadomo, nie wiadomo też co tam robili. Biorąc pod uwagę powagę sytuacji (czas przed śmiercią) i wiele innych okoliczności, możemy przypuszczać, że spędzili ten czas w ukryciu nie tracąc czasu na zbędne pogawędki. Dlatego ten fragment jawi się jako bardzo intymne spotkanie Jezusa z uczniami. Może pamiętacie wiersz Wojtyły, w którym padają słowa „zabierz mnie Mistrzu do Efrem i pozwól tam z sobą pozostać”. Dziś tam znajdują się ruiny bizantyjskiego kościoła oraz tradycja – mnóstwo wspomnień ludzi o Jezusie, który się tutaj w zaciszu ukrył z uczniami. Ciekawe o czym sobie gaworzyli…zabierz mnie Mistrzu do Efrem.
Ciekawym miejscem w Tajbe jest „dom przypowieści” – genialnym! Wchodzi się do domu murowanego, z kamienia, a tam grota, w której pewnie mieszkały zwierzęta. Na górze izba i mnóstwo sprzętu, który był używany przez mieszkańców Palestyny za czasów Jezusa. I tak dla przykładu: sprzęty do robienia mąki, w którą kobieta włożyła zakwas; bukłaki na wino, które się psują albo nie; pług, do którego, gdy rękę przykładasz to nie oglądasz się za siebie; korzec, pod który nie stawia się lampy oraz świecznik; pojemniki na ziarno, które siewca zabierał, gdy wychodził siać; dach, który trzeba było rozebrać, aby spuścić na łożu paralityka; wreszcie podłoga, na której w nocy leżało nawet 15 osób, więc trudno było gospodarzowi wstać bez światła i podejść do drzwi, aby dać bochen chleba przyjacielowi w potrzebie.
Dom po prostu czarodziejski, nie mniej niż francuska siostra opowiadająca o tym wszystkim. Powiedziała też, że kiedy czyta się Łukasza i opis narodzin w Betlejem, to coś tam nie gra. Z punktu widzenia tej kultury jest niemożliwością, aby gospodarze odesłali gościa z kwitkiem. To nie kawał o brakującym pokoju hotelowym w Stanie Luizjana, to bliski wschód. Bardziej prawdopodobne jest, że to gospodarze poszliby spać gdzieś ze zwierzętami – i to są fakty. Werset: „Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 2, 7) trzeba czytać inaczej: rzeczywiście nie było dla nich miejsca w zawalonej po sufit gospodzie (przypomina mi się bacówka na Turbaczu 😉 ), dlatego gospodarze oddali im grotę, która była najlepszym miejscem z całego domostwa. „Normalnie tego nie robimy, ale w sytuacji, że ta tutaj Galilejka rodzi – damy wam najprzestronniejszy apartament. Idźcie do groty, rano jakoś się rozliczymy”. Tak mówi tutejsza kultura o gościnności. Trochę inaczej niż myślałem, że „o Boże, jacy oni biedni, zostali wyrzuceni z gospody!” Okazuje się, że to nie tak.
Swoją drogą wszystko jest tu ciekawe, a wszędzie Biblia, historia Narodu Wybranego i ich niezwykłego Przyjaciela – jedynego Boga, Pana Zastępów. Jedziesz sobie samochodem i tak jak u nas wjeżdżasz w pewnym momencie w piękne krajobrazy Podlasia, tak tu nagle się znajdujesz w ziemi Beniamina – części kraju należącej do jednego z 12 ojców pokoleń Izraela. Dowiedziałem się, że św. Jerzy jest obrońcą wszystkich chrześcijan w Ziemi Świętej (do którego jest tu spore nabożeństwo) oraz, że Matka Boża Palestyńczyków ma prawdziwe palestyńskie rysy.
Dzień 26 W dzisiejszej Ewangelii mowa jest o tym, że gdy Jezus wychodził z Jerycha, przy drodze leżał Bartymeusz. Kiedy dziś wjeżdżaliśmy do Jerycha, nad miastem rozpętała się burza piaskowa – deszcz wymieszany z pisakiem. Zjawisko niezwykłe. Pierwszy raz przeżyłem w Bostonie burzę śnieżną, pierwszy raz przeżyłem burzę piaskową w Jerychu – taki mamy klimat. Wiele razy pisałem o Jerychu, ale dziś poświęcę mu trochę więcej miejsca, bo to najstarsze miasto świata. Mnóstwo wody i położenie blisko głównych szlaków handlowych spowodowało, że ludzie tutaj tworzyli miejskie osady już 8000 lat lat p.n.e!!! a może wcześniej. Stary Testament wspomina Jerycho 70! razy (wiedza z Wikipedii 😛 ) spośród których najsłynniejsze wydarzenie to zburzenie murów Jerycha w Księdze Jozuego (Joz 6, 1-21). To stąd pochodzi powiedzenie „ty trąbo jerychońska” 😀 Przeczytajcie, a zobaczycie. Po drugie, w Nowiuśkim Testamencie pamiętamy dwie sceny z Jerycha, bardzo wymowne – tę dzisiejszą ze ślepym Bar-tymkiem oraz z Zacheuszem. Jezus wspomina też o drodze z Jerozolimy do Jerycha w przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Aha, i jeszcze jedno: według tradycji, kiedy „kudłaty” wziął Jezusa na wysoką górę, aby mu pokazać królestwa świata, które są mu poddane i które chętnie odda w dzierżawę jeśli Jezus odda mu pokłon, owo miejsce istnieje. Wysoka góra kuszenia znajduje się obok Jerycha, a diabeł miał wskazać Jezusowi na Jerycho. Dzięki Bogu Joshka pokazał szatanowi gdzie raki zimują 😉 Dziś na górze kuszenia jest klasztor.
Samo Jerycho dziś nie zachwyca, ponieważ Palestyńczycy nie mają szekli 😀 Szekle to izraelska kapusta, zielone, hajs, złocisze, dziengi, zety. Miasto więc jest biedne, ale kilka rzeczy mnie zachwyciło: żywotność tego miejsca, mnóstwo zieleni w pośrodku pustyni, nieeezwykła uprzejmość ludzi (tu by się przydało opowiedzieć o blisko-wschodniej gościnności), smak owoców i daktyli!!!, chleb beduiński, zapach kawy, owoców, przypraw i smażonych kebabów oraz umiejętność wspólnego życia (99 % to muzułmanie a malutka mniejszość to chrześcijanie – umieją ze sobą żyć od wieków). Jezus musiał kochać Palestynę i Jerycho – dlatego o nim mówił, dlatego tam często przychodził i to pewnie dlatego „czarny” kusił Go Jerychem. Chcesz kogoś kusić władzą nad cudnym miejscem? Kuś Jerychem i jego daktylami (ciekawostka – beduini mówią, że wystarczy ci 6 daktyli żeby przeżyć dzień na pustyni; z daktyli robi się miód; stanowią też żer dla papug). Mógłbym mówić o tym mieście bez końca, ale może jeszcze będzie okazja, bo zamierzam tutaj wrócić – jak Joshka 😀
Dzień 25
Nawiedziło mnie dziś sześcioro gości, zielonych, jedzących daktyle 😉 Do poniedziałku byście nie odgadli, że chodzi o papugi. Moje okno wychodzi na stronę ogrodu, gdzie rośnie wysoki świerk, na którym często siadają przeróżne ptaki, jakich nie ma w Polsce. Ponieważ mamy tutaj palmy daktylowe, często słychać właśnie skrzekot papug – są bardzo malownicze, ale wredne 😛
Wczoraj byłem w drugiej Sali na Górze, która według większego prawdopodobieństwa gościła Jezusa i uczniów podczas Ostatniej Wieczerzy. Według najdawniejszej tradycji był to również dom św. Marka. Dlaczego dwa miejsca – dwie Sale na Górze? Nigdzie w Piśmie Świętym nie jest powiedziane, że Wieczernik był tym samym miejscem, gdzie uczniowie się udali po Wniebowstąpieniu Jezusa. Jest to raczej mało prawdopodobne zważywszy na fakt, że po tragicznej śmierci Jezusa raczej uczniowie nie wróciliby na to samo miejsce, znane już Żydom, a przecież uczniowie ukrywali się z obawy przed Żydami. Na potrzeby pielgrzymów pojawiających się co roku w Jerozolimie na święto Paschy, pomieszczenia na ten najważniejszy w ciągu roku posiłek wynajmowano za określone kwoty. Wiemy z Ewangelii, że Jezus wysłał uczniów do wcześniej znanego Mu miejsca, aby przygotowali Paschę (Mt 26, 17-19). Tradycja podpowiada, że był to dom św. Marka, gdzie teraz jest Syryjski Monaster z kościołem i wejściem do Wieczernika.
To tutaj Jezus obmył uczniom nogi – nie w celach higienicznych, choć pewnie to pomogło biesiadzie, ale by pokazać, że uczyć trzeba przez przykład, że sam praktykuje to co głosi: „A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich” (Mk 10, 44). Również to tutaj podał im połamany chleb i pobłogosławione wino…(Mk 14, 22-25).
Najciekawszym wydarzeniem dnia był mały wieczorny spacer wokół murów miasta. Usiadłem sobie na ławce, odmawiałem różaniec i patrzyłem na Górę Oliwną. Lekko w dole, po prawej miałem tzw. Gallikantu, czyli dom Kajfasza, gdzie przesłuchiwano Jezusa i gdzie Piotr stał i grzał się (J 18, 25-27). Kiedy tak siedziałem zaczął piać kogut. Bez kitu. Coś się we mnie obudziło, zobaczyłem tę scenę i oczy zaszły mi wodą. Zrozumiałem jedną rzecz – jestem zdolny do zdrady, jak każdy człowiek, jak Piotr. To ciekawe, że w naszej kulturze kogut pieje rano, aby ogłosić koniec nocy. Tymczasem tutaj koguty pieją całą calusieńką noc, bezustannie. Kiedy byłem w Nazarecie nie mogłem przez nie spać. Jezus powiedział Piotrowi, że tej nocy, zanim dwa razy kogut zapieje ty trzy razy się mnie wyprzesz (Mk 14, 30). Pomyślałem sobie dziś, że naprawdę chciał mu powiedzieć, że to się stanie w mgnieniu oka, nie będzie trzeba czekać do rana. Ot i cała prawda o każdym z nas. Na szczęście jednak nie cała 😉 Żeby poznać całą prawdę o człowieku i Bogu trzeba czytać tę historię do końca.
Dzień 24 Miało być dziś o bramie Pięknej i żebraku, potem mi się odmieniło na prawdziwy Wieczernik, ale w końcu napiszę tylko o tym co mi się właśnie przydarza 🙂 W pierwszych dniach, może nawet pierwszego dnia tego dziennika napisałem, że moje wnętrze porusza się na myśl, że będę mógł trochę rozumieć język, w którym Adonai przemówił do ludzi. Dziś pierwszy raz w życiu zacząłem samodzielnie tłumaczyć oryginalny tekst Biblii!!!! Aaaaaaaaaaaaaaaa!!! Kadosh!!! Asah Elohim et-haSzszamaim wyet-haarec!!! Bóg stworzył niebo i ziemię 😀 Jaram się po prostu jak dziecko 😀
Dzień 23 Kiedy masz już dość, kiedy hebrajski wylewa ci się uszami, kiedy zamiast WC widzisz szerut i kiedy zamiast wziąć prysznic idziesz „się oczyścić”, lekcja Greki jest wręcz cudowną odmianą. Miałem to dziś podczas dwugodzinnej klasy nt. greckiego tekstu Dziejów. Dowiedzieć się można było, że Łukasz najprawdopodobniej napisał więcej niż tylko dwie księgi (ewangelię i Dzieje) oraz że Grecy (a po nich my), całkiem inaczej patrzymy na serce i umysł. Otóż dla Greków miejscem myśli i procesów myślowych jest głowa, umysł (nus) a ośrodkiem uczuć klata, serce (kardia). Haha, tymczasem hola-hola! U hebrajczyków procesy myślowe przebiegają w klatce, sercu (lev) a miłość, nienawiść, uczucia, powstają w naszych wnętrznościach (rahamim), nerkach, poniżej serca. Dzieciątko więc poczyna się i rośnie u mamusi w samym centrum jej ośrodka uczuć, tam gdzie mama może kochać. Jakże inaczej dla nich zabrzmi też „przez żołądek do serca” 😉
W trakcie dzisiejszej przebieżki o mało co nie zostałem przejechany przez piękną hebrajkę 😉 Koniec końców uśmialiśmy się oboje.
Uwaga, jeszcze jedna ciekawostka do zapamiętania. Jerycho to „miasto księżycowe”, ponieważ po hebrajsku księżyc to yareah. Będę wspominał często o Jerychu, bo bardzo chcę tam pojechać i schodzić to miasto, które chwali się, że jest najstarsze na świecie (odkryte ślady archeologiczne wskazują na zasiedlenie miejskie sprzed, uwaga, 8000 lat, także tego).
Dzień 22 Dziś byłę posłańcę (hebr. malak). Po walce z hebrajskim poszedłem wsadzić karteczkę z intencjami współbrata do Ściany Płaczu, a potem pomodlić się za dwie ciężko zdiagnozowane osoby przy grobie Pana. A za chwilę pójdę do kaplicy, odmówię błogosławieństwo nad chlebem i winem, połamię i rozdam… (1 Kor 11, 23-25).
W jednej ze ścian kapliczki Grobu Pańskiego jest otwór, przez który widać ludzi czekających na zejście do samego Grobu. Przypominają mi się kobiety z Ewangelii: Marek:”Gdy spojrzały, zauważyły, że kamień był już odsunięty, a był bardzo duży. Weszły więc do grobu i ujrzały młodzieńca siedzącego po prawej stronie, ubranego w białą szatę; i bardzo się przestraszyły. Lecz on rzekł do nich: «Nie bójcie się! Szukacie Jezusa z Nazaretu, ukrzyżowanego; powstał, nie ma Go tu. Oto miejsce, gdzie Go złożyli.” (Mk 16, 23-25). Jan: „Maria Magdalena natomiast stała przed grobem płacząc. A kiedy [tak] płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa – jednego w miejscu głowy, drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: «Niewiasto, czemu płaczesz?» Odpowiedziała im: «Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono». Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa, ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: «Niewiasto, czemu płaczesz? Kogo szukasz?» Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik, powiedziała do Niego: «Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę». Jezus rzekł do niej: «Mario!»” (J 20, 11-16).
Dzień 21 No tego to się nie spodziewałem (no, może trochę 😉 ). Na lekcji hebrajskiego dowiaduję się nagle, że w Starym Testamencie dwie czynności odmieniane są na wszystkie możliwe sposoby, a sposobów ich wyrażania jest bez liku: zabijanie i seks 😀 Bo jak się kochać, to na zabój 😀 W języku hebrajskim jest 7 struktur, które wyrażają czynności i tak np. mówi się, że zabił, został zamordowany, zmasakrował, wynajął, aby zabić, został zmasakrowany, zabił się intensywnie, został zabity przez wynajętego. Proszę sobie teraz to wszystko przełożyć na drugą czynność 😀 Ot, lekcje hebrajskiego.
Płynie sobie facet łodzią po Morzu Martwym. Ogląda przez lornetkę okoliczne góry i spoglądając na pobliski szczyt dostrzega ruiny zabudowań. Jeszcze nie wie, że właśnie dokonuje jednego z większych odkryć archeologicznych w Izraelu. Proszę państwa – MASADA. Herod Antypas był tak obsesyjnie przekonany, że wszyscy chcą go zabić, że „wynajął kogoś, aby zabić” (patrz powyżej, lekcja hebry) swoich synów. Następnie wybudował fortecę MASADA na szczycie ogromnej góry, a co, nie stać go prywaciarza? Z pewnością, Herod chciał dla siebie tego, o czym mówił prorok Izajasz: „ten będzie mieszkał na wysokościach, twierdze na skałach będą jego schronieniem, dostarczą mu chleba, wody mu nie zabraknie” (Iz 33, 16).
Historia tego miejsca jest niesamowita, nadająca się na film, więc oczywiście powstał taki i można sobie obejrzeć. Napiszę tylko tyle, że oblegana przez Rzymian forteca utrzymywała się z własnych zapasów przez kilka miesięcy (w roku 73, parę lat po zburzeniu Jerozolimy), dzięki własnym cysternom na wodę i innym wynalazkom, które góralom się nie śniły.
Herod wybudował tu trzy pałace – wysoki, środkowy i niski (wedle położenia na górze, co widać na makiecie), a w nich nie macie pojęcia, jakby nic się nie działo, wojny nie było – przepych, splendor, łaźnie, muzyka, wino. Herod Antypas miał tu niezły wypas.
O Qumran napisano już tak wiele, że szkoda ścierać palce na klawiaturze. Zresztą pisałem już o tym kilka razy na tym blogu. Tylko przypomnę, że dwie rzeczy są tu ważne – mieli tu zamieszkiwać Esseńczycy i tzw. Sekta z Qumran oraz fakt znalezienia w połowie XX wieku glinianych słoi z rękopisami ST z czasów Jezusa. Taką ciekawostką jest to, że gdy Dominikanie odkopali ruiny Qumran, tak bardzo im to przypominało średniowieczny klasztor benedyktyński, że nawet pomieszczenia budynków ponazywano: refektarz, biblioteka, itd. Przypominam tylko, że Qumran wybudowano ok. 100 przed Chrystusem, a nie w średniowieczu. Powstała legenda o sekcie z Qumran, która jako „dzieci światłości” zamieszkiwali ten klasztor. Tymczasem, do odkopania jest jeszcze ze 2/3 tego terenu, ale autorytety nie dają zgody, bo może się okazać, że nie było żadnej sekty, że Qumran nie leżało na pustyni…Nie pasuje to do legendy i nie brzmi fajnie dla turystów 😉
Na końcu – to nie dąb Bartek, ani topola Ola 😀 Proszę państwa, to sykomora w Jerychu (o tym mieście jeszcze będzie, bo to tak niezwykłe miasto, że „masakra” – patrz powyżej, lekcja hebry). To na to drzewo miał się wspiąć Zacheusz, żeby zobaczyć Jezusa (Łk 19, 1-10). Sykomora Zacheusza to fantastyczny symbol walki o swoje pragnienia. Gdyby nie Sykomora to Sodoma i Gomora 😀 Brawo Zacheusz, byłbyś dobrym jebuzytą….mhmm, przepraszam – jezuitą 😉
Dzień 20 Za oknem burza. Słyszałem, że jak pada tu w Izraelu, to obrywają się chmury, suche doliny zamieniają się w wezbrane potoki, a pustynia zakwita – sama Biblia. Zobaczymy co się będzie dziać. Jest to kolejny z tych dni, kiedy gdzie się nie ruszyć tam cytaty, Psalmy i w ogóle. Jestem tutaj zanurzony w Biblii, jak w basenie u dobrych znajomych w te wakacje 😉
Zaliczyliśmy dziś trzy baaardzo ważne miejsca – Masadę, Qumran i En Gedi, ale dziś napiszę tylko o tym ostatnim. Jutro reszta. Wszystko wokół Morza Martwego: – 418 m pod poziomem morza i gorąco.
Opowieść o En Gedi (hebr. Źródło Dzikich Kóz) zacząć należy od 1 księgi Samuela, gdzie czytamy o Dawidzie uciekającym przed obsesyjnym ojcem, który chce go zabić. Gdzie się skrył? Oczywiście w górach, tam gdzie jest sporo jaskiń oraz…WODA. Zajrzyjcie tu: 1 Sm 24, 1-4, warto 😉 Nic dziwnego, że Dawid się tu ukrył. Piękno tego miejsca zapada głęboko w serce – zapisuję to tu, żeby pamiętać o powrocie do En Gedi przy najbliższej okazji. Wartość tego przytułku zrozumie tylko ten, kto mieszka w Izraelu, gdzie woda jest towarem deficytowym, a wszędzie dookoła obrazki pustynne i piasek w garnkach. Wodę gromadziło się w wielkich cysternach podczas pory deszczowej tak, by starczyło na 9 miesięcy bez kropli deszczu. Podczas obfitych opadów w porze deszczowej spada tyle wody, że zakwita pustynia (naprawdę!), a suche doliny, które zwą się tutaj „ładi”, zamieniają się w porywiste rzeki. Tylko będąc tu na miejscu można zrozumieć co znaczy tak wiele tekstów z psalmów, jak: „Odmień znowu nasz los, Panie, jak odmieniasz strumienie na Południu” z Psalmu 126 albo Dawidowy Psalm 63…Coś cudownego.Wiele obrazów z Pieśni nad Pieśniami jest wziętych właśnie z En Gedi – uwaga: „Ogrodem zamkniętym jesteś, siostro ma, oblubienico, ogrodem zamkniętym, źródłem zapieczętowanym…” (Pnp 4). Kiedy te wersy czytane są przez Żydów myśli płyną na północ do Libanu, ale jeszcze bardziej tu, do En Gedi, zamkniętych wodospadów w Skałach Dzikich Kóz. Podziwiajcie!!
Żeby docenić En Gedi musicie spędzić pół dnia na pustyni w prażącym słońcu i niesamowitym ciśnieniu – pamiętajcie, że jesteśmy na – 418 pod poziomem morza (najniższy punkt na ziemi i ciągle się obniża!). Najcudowniejsze zaskoczenie spotkało mnie tuż po wejściu z girami do tych strumieni. Myślałem, że będą lodowate, ale skądże?!!! Woda cieplutka, aż niewiarygodne…
Po przyjściu tutaj z pustynnego klimatu znajdujemy mnóstwo cienia, gajów, gaików, zagajników, strumyczków, wodospadów, małych zbiorniczków wodnych…Chce się tutaj umrzeć 😀
Zdjęcia tego nie pokazują, ale mnóstwo ludzi odwiedza to miejsce . Radość bycia w En Gedi jest wielka i nie da się tego porównać do czegokolwiek. No może jedynie do jazdy motocyklem, albo zupy ogórkowej, albo kebaba na Alejach w Warszawie, albo szarlotki w schronisku na Murowańcu 😀
Proszę państwa, jeśli jakieś miejsce na świecie? En Gedi, co daj Panie Boże, Amen.
Dzień 19 Pomieszanie z poplątaniem – szabat się kończy dla Żydów w Sobotę wieczorem, więc od Niedzieli zaczyna się normalny tydzień pracy – budowy, szkoły, urzędy, itp. Chrześcijanie Niedzielę mają wolną i trochę dziwne jest patrzeć jak cały kraj pracuje jakby nigdy nic…
Mamy tu we wspólnocie bardzo ciekawego jezuitę – urodzony w rodzinie żydowskiej, zaciekawiony przez Rosyjski Kościół Prawosławny nawraca się na…katolicyzm 😀 Zakrztusiłem się orzeszkiem kiedy to usłyszałem, więc proszę nie jeść kiedy to czytacie. Picie grozi zalaniem komputera i porażeniem prądem 😛 Ale nie o tym. Daniel jest wikarym dla hebrajsko – języcznych katolików w Jerozolimie, dacie wiarę? Można do nich zajrzeć, ponieważ wspólnota ma stronę: www.catholic.co.il Ja też nie mogłem uwierzyć, więc dziś pierwszy raz przeszedłem się na Mszę po hebrajsku – miazga. O mili państwo, o ludzie. Kiedy człowiek modli się wśród mieszkańców Jerozolimy, słyszy „Ojcze nasz” po hebrajsku, widzi księdza, który wypowiada to samo błogosławieństwo nad chlebem i winem, które jest od zawsze nad chlebem i winem w trakcie Paschy (które też wypowiadał nasz Jeshuah), to coś mu się w środku robi. Tutaj „Hoshan’na” albo „Allelujah” mają moc niezwykłą, moc przerobową człowieka 🙂 Na myśl przychodzi mi fragment z Dziejów Apostolskich o wspólnotach chrześcijan w Jerozolimie: „Trwali oni w nauce Apostołów i we wspólnocie, w łamaniu chleba i w modlitwie. Bojaźń ogarniała każdego, gdyż Apostołowie czynili wiele znaków i cudów. Ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby. Codziennie trwali jednomyślnie w świątyni, a łamiąc chleb po domach, przyjmowali posiłek z radością i prostotą serca” (Dz 2, 42-43).
Zauważyłem tez kilka bardzo ciekawych judeo-chrześcijańskich pomysłów teologicznych w kaplicy. Jak na przykład ten ze świecznikiem siedmioramiennym, który dla Żydów oznacza Krzew Gorejący (Wj 3, 1-5), ale dla nas taki świecznik przy tabernakulum może odsyłać do Apokalipsy i siedmiu Aniołów przed Barankiem (Ap 5, 6). Super!
Po drugie Drabina Jakubowa stojąca przy ołtarzu – no po prostu bomba! Jakby Jezus po niej schodził do nas w trakcie Mszy Świętej 🙂 Tyle treści jest w tym obrazku, że nie sposób, dlatego odsyłam do Biblii, porozmawiajcie sobie z nią 😉 – Rdz 28, 10-22 oraz J 1, 49-51.
Na zakończenie – po hebrajsku „mamusiu” to „imma„, tatusiu to „abba„. A jak zdrobniale wołano na Jezusa (hebr. Jeshuah), np. gdy Jego mama lub tata wołali Go na obiad?? „Joshka” 🙂 Gęba sama się śmieje 🙂
Dzień 18 Tylko ja potrafię spóźnić się o godzinę na zajęcia z powodu wkuwania hebrajskiego 😀 Oby tylko takie wtopy zaliczać z życiu…
A na zajęciach sporo fajnych ciekawostek o sekcie z Qumran, zwojach znad Morza Martwego, i odkryciu wioski, która zaprzeczyła wszystkim poprzednim teoriom znad Morza. Po lewej widzicie gliniane słoje, w których znaleziono rękopisy. Musicie sobie sami poczytać, powiem tylko tyle, że najprawdopodobniej nie było żadnej sekty ani wspólnoty (bo Qumran to dość spore, zwyczajne miasto), Qumran nie było na pustyni (tylko na skrzyżowaniu głównych szlaków handlowych), itd. Dla pasjonatów „Sekty z Qumran” miazga, dla laików garść informacji. Cała ta lekcja była przygotowaniem na wyjazd do Qumran, który mamy za dwa dni. Nie mogę się doczekać: ajnc – Morza Martwego, cwaj – widoku pustyni, draj – wejścia do grot Qumrańskich… Pisałem już o tym wcześniej, przy okazji wyjścia z Luigi do Muzeum Izraela, ale przypomnę, że to znalezisko jest tak ważne, że głowa mała. Ponieważ zwoje są mniej więcej z czasów Jezusa, wspaniałość odkrycia polega na uzyskaniu spokoju, że to co mamy dziś w Bibliach, jest zachowane od pierwszych wieków… Psalm 119 się tu ciśnie, zwłaszcza wersety 89-90:
„Słowo Twe, Panie, trwa na wieki, niezmienne jak niebiosa. Wierność Twoja [trwa] z pokolenia na pokolenie; umocniłeś ziemię, i trwa.”
Oraz wersety 14-16: „Cieszę się z drogi Twych upomnień jak z wszelkiego bogactwa. Będę rozmyślał o Twych postanowieniach i ścieżki Twoje rozważał. Będę się radował z Twych ustaw: słów Twoich nie zapomnę.”
Poszedłem dziś pobiegać po Jerozolimie. Natrafiłem na obszar podobny do Pola Mokotowskiego w Warszawie – peeeełny ludzi, bo to pierwsze chwile po szabacie. Początek i koniec szabatu w czasach biblijnych ogłaszany był przez świątynnych kapłanów, którzy stawali na murze Świątyni i dęli w trąby. Dziś jest podobnie, z mini różnicą – początek i koniec ogłaszany jest przez elektroniczne syreny, jakby się na wsi paliło 😀
Słyszałem, że piwo izraelskie jest smaczne. Skuszony niedawno do spróbowania jednego z nich, które miało 9,2 volta, byłem skłonny odnaleźć tego, co mnie namówił i wyperswadować plotkę. Dam mu jednak szansę. Dziś idziemy spróbować jakiegoś innego 😉 Wszak jesteśmy studentami!
Baj de łej – nad Starym Miastem obserwujemy codziennie malowniczy wschód słońca, natomiast zachody są nad nowym, również pięknie położonym, bo na zboczu kolejnej góry. Jaram się Jerozolimą? Chyba tak…
Dzień 17
W każdy piątek, czyli w przeddzień szabatu szaleństwo – wszyscy życzą sobie „szabat szalom”czyli spokojnego szabatu i robią wielkie zakupy, bo szabat jest tu brany straszliwie poważnie. Pośpiech niesamowity, aby tylko zdążyć przed szabatem. Zaczyna się na godzinę przed zachodem słońca, aby tylko nie przegapić tego zachodu, który, jak tu się mówi – rozświetla szabat (bo trzeba zapalić świece 😉 ). „Synowie Izraela winni pilnie przestrzegać szabatu jako obowiązku i przymierza wiecznego poprzez pokolenia. To będzie znak wiekuisty między Mną a synami Izraela, bo w sześciu dniach Jahwe stworzył niebo i ziemię, a w siódmym dniu odpoczął i wytchnął” (Wj 31, 16-17).
Dziś doświadczyłem, jak powoli nauka „hebry” wchodzi w kości. Wielka satysfakcja, kiedy przechodząc zrozumiałem proste zdanie dwóch rozmawiających ze sobą Żydów. Alleluja!!!
Jest to jeden z tych dni, kiedy na zwykłym spacerze strzelam foty pełne Biblii, bez kitu. Tutaj każdy zaułek, krzesło, każde drzwi, ludzie – są jak wersy Psalmów, ksiąg prorockich, biblijnej poezji. Muszę powiedzieć, że polubiłem dawać jałmużnę biednym Jerozolimy. Jakoś mnie dotyka kiedy na nich patrzę. Widzę w nich Jego wybrane dzieci i wiem, że On się cieszy, kiedy im coś daję.
Dzień 16 Hebrajski, wyjście w teren, pisanie artykułów…i dobra kawa w niemieckiej kafejce u Franciszkanów – oto mój dzisiejszy los. Pierwsza stacja to „Sala na Górze”, w której przebywali uczniowie z Maryją po wniebowstąpieniu Jezusa (Dz 1, 13-14).
Pamiętacie Dzieje Apostolskie i moment zesłania Ducha? Był tam wielki tłum, z różnych narodów pod słońcem, który słysząc wielki szum i modlących uczniów słyszeli swoje własne języki (Dz 2, 5-11). Skąd ta informacja? Na placu przed salą musiało być zawsze gwarno (zdjęcie poniżej). Tutaj, tuż przed murem miasta, w czasach Jezusa było miejsce gromadzenia się turystów odwiedzających Jerozolimę. Dziś powiedzielibyśmy, że to skupisko hoteli.
Rzadko mam takie momenty, ale dziś był jeden z nich. Wchodząc do sali zesłania Ducha Świętego bezwiednie zacząłem się modlić, serce się rozpaliło i modlitwa sama jakoś tak popłynęła. Miejsce, gdzie wiele się dzieje, a mało rozumie (Dz 2, 12). Ludzie zaczynają myśleć, że wypili za dużo wina, że mają omamy (Dz 2, 13). A Duch robi swoje.
Nazwa „in Gallicantu” mówi o pięknie śpiewającym kogucie, tymczasem wcale nie do śmiechu każdemu, kto czytał sceny z zaparcia się Piotra (J 18, 15-27). To dom Kajfasza (Mt 26, 57). Odnaleziono tu groty, które tradycyjnie są czczone jako miejsce, w który Jezus przykuty do skał czekał na świt (zdjęcie poniżej). Dużo ludzi tu przychodzi.
Badania wykazały, że to rzymskie schody na Górę Syjon z czasów Jezusa. Z ogrodu Oliwnego to jedyna możliwa droga, więc Jezus musiał nią iść. Wielu chrześcijan, którzy o tym wiedzą przychodzą tu i elektryzuje ich fakt kamiennych schodów, które dotykały stopy związanego Jezusa. Popychany, bity, opluwany, targany do domu Kajfasza. Nie da się stamtąd wrócić do domu takim samym. Jedno małe miasto, a tyle w sobie mieści – tajemnice radosne, chwalebne i bolesne.
Dzień 15 Dzień dziś okrutny, bo chodziliśmy od Annasza do Kajfasza 😉 Lekcja się zaczęła na górze Wniebowstąpienia – tak, już tu kiedyś byłem. Okazuje się, że Jezus wstępował do nieba wskazując uczniom kierunek ewangelizacji, a była to północ, bokiem do Świątyni. Mniej więcej na Polskę się patrzył 😀 Przejście do zajezdni autobusów było ciekawym doświadczeniem Jerozolimy o poranku. Żyją tu trzy wielkie religie i trzy różne światy pod każdym względem – jedno na drugim, żeby nie powiedzieć na kupie. Idą do pracy, wiozą dzieci do szkoły, sprzedają chleb, w dziwnym nosidełku przynoszą kawę kierowcy 275 (kierunek na górę Oliwną).
Schodząc z góry Wniebowstąpienia zaszliśmy do miejsca, które nazywa się PATER NOSTER. Są tutaj wypisane w każdym języku teksty modlitwy „Ojcze nasz…”, ponieważ według Ewangelii Łukasza właśnie to miejsce pasuje na nauczanie Jezusa (Łk 11, 1). Achtung! Znalazłem tu coś niezwykłego – modlitwę w języku ojczystym Jezusa, po aramejsku, czyli tak, jak jej nauczył (zdjęcie po lewej). A w zapisie fonetycznym „Ojcze nasz, któryś jest w niebie” brzmi: ABUNA DI BASZAMAJA…Chcę się jej nauczyć na pamięć 🙂
Stamtąd już niedaleko do najlepszej w mieście panoramy Jeruzalem z białą oślicą jako główną atrakcją. No może oprócz tego właściciela oślicy – Araba mówiącego „Mama Marija” 😀
Czemu biała oślica? Na takiej Jezus wjechał do Jerozolimy, gdy śpiewali Mu Hossanna (Łk 19, 29-40). A wjechał przez Złotą Bramę (zdjęcie poniżej) i przez tę samą bramę ma wejść do Jerozolimy Mesjasz, gdy się objawi (dla nas ponownie, dla Żydów pierwszy raz, miejmy nadzieję, że to ten sam 😀 ). However, będzie miał niezły orzech do zgryzienia, ponieważ Sułtan ją zamurował i utworzył przed nią cmentarz muzułmański, a wiadomo, że Żydzi nie chodzą po miejscach, gdzie są ludzkie szczątki. Hahahaha! „Nie weszłeś” 😛
Idąc dalej, w dół Góry Oliwnej, tym razem nie ominęliśmy Getsemani. O Ogrójcu krótko, choć niebanalnie: są tu dwie rzeczy warte zatrzymania – po pierwsze głaz, na którym według tradycji Jezus modlił się pocąc się krwią i który widnieje na każdym obrazie Jezusa w Getsemani (Łk 22, 39-46). W moim rodzinnym domu i w domu mojej babci był taki obraz, wielki, wymowny. Głaz tutaj został zabudowany bazyliką, a ogród jest obok. W ogrodzie natomiast druga rzecz – drzewa oliwne, które są okrutnie długowieczne. Według biologów, to co wystaje na zewnątrz może pamiętać XVI wiek, natomiast korzenie tych staruszków moją dwa tysiące lat, także sami rozumiecie. Świadkowie. Jest ich tutaj trzech. Kiedy przechodząc obok polskiej grupy usłyszałem „Ogrodzie Oliwny…” ścisnęło mnie mocno w brzuchu, a łzy same jakoś napłynęły do oczu. Mój współbrat z Francji szepnął mi: – Nie wiem o czym była ta pieśń, ale to było bardzo piękne. Było…
Stamtąd przeszliśmy przez dolinę Kedron (zdjęcie poniżej), gdzie kiedyś był biblijny potok (J 18, 1).
Przechodząc obok południowo-wschodniej części muru miasta i Świątyni zarazem, dowiedzieliśmy się, że jest to największa wysokość Świątyni, a dokładniej muru Świątynnego. Kiedy więc szatan wziął Jezusa i postawił na narożniku Świątyni każąc Mu rzucić się w dół, by sprawdzić, czy aniołowie go złapią, zapewne było to tu. Zobaczcie Łk 4, 9-12.
Wchodząc do Żydowskiej części Starego Miasta tylko przeszliśmy obok domu św. Marka – tradycyjnego miejsca Ostatniej Wieczerzy…Mamy tam jeszcze wrócić. Ciary.
A tak wyglądał rano wschód słońca nad Jerozolimą, kiedy wyszedłem na taras przywitać Najwyższego.
Dzień 14 Przeszedłem Gehennę. Wyobraźcie sobie śliwkę roztrzaskaną o mur Jerozolimski – to ja w starciu z nauką hebrajskiego 😀 „Od powietrza, głodu, wojny i nauki hebrajskiego, zachowaj nas Panie”. Tyle wkuwania na pamięć wszystkich reguł, tyle patrzenia na patyki liter, które zupełnie nic nie mówią…Czuję się jak ręcznik przewałkowany przez wyciskacz pralki „Frania”, jeśli jeszcze ktoś łaskawie pamięta 😛 Jest jednak nadzieja, bo coś w tym pustkowiu mojej głowy zostaje, jakieś dwarim (hebr. słowa 😉 ).
Nawet nie mamy świadomości, że w naszej mowie znajduje się dużo zapożyczeń z hebrajskiego czy z Biblii. Na przykład powiedzenie: „Tam i siam”, czyli tu i ówdzie może mieć konotacje z hebrajskim, bo po hebrajsku siam oznacza „tam”. Powiedzenie to oznaczałoby „tam i tam”. Albo kiedy doświadczamy czegoś baaaardzo trudnego bez zastanawiania się mówimy: „Przeszedłem Gehennę”. I tu ciekawostka, bo Gehenna znajduje się w Jeruzalem – 2 min. od naszego domu. Mało tego, bo żeby dojść do starego miasta z naszego domu trzeba przejść Gehennę 😀 (ale tylko dosłownie, nie w przenośni). Dolina Hinnon kojarzona jest bardzo źle, ponieważ było to zawsze miejskie wysypisko, gdzie tam i siam palono śmieci, a w pewnym momencie historii tego miejsca, jeden władca palił tu dzieci w ofierze dla pogańskich bogów. Dlatego też piekło, czyli Gehenna, kojarzone jest z ogniem i cierpieniem.
Obyście przechodząc przez jakiekolwiek Gehenny swojego życia, zawsze wychodzili z nich zwycięsko. Pamiętajcie, że złoto próbuje się w ogniu 😉 Pozdrawiam wszystkich tradycyjnym hebrajskim shalom!
Dzień 13 Wróciliśmy z Galilei do Jeruzalem. Jestem bardzo zmęczony, bo temperatura zawsze powyżej 30 stopni, słońce, całe dnie chodzenia. Jednak poziom szczęścia sięga wyżej niż skala oklasków w programie od Przedszkola do Opola 😉 Co zapamiętam najbardziej z tego wyjazdu do Galilei? (1) Jedzenie w Nazarecie, (2) Kafarnaum, (3) Cezareę Filipową i Jezusowe tam: „A wy? Za kogo mnie uważacie?” (Mk 8, 29). Mocne, jasne, pełne 😛
A co dziś? Kiedy rano zbieraliśmy się do drogi zobaczyłem uczniów wspinających się pod górę do szkoły. Obok miejsca, gdzie się zatrzymaliśmy w Nazarecie jest szkoła. Młode dziewczę uśmiechnęło się i powiedziało do mnie po angielsku: – Dobrego dnia! Odpowiedziałem tym samym i pomyślałem sobie o małym Jezusie, który przecież spędził tu 30 lat (Łk 2, 39-40 i 2, 51-52). Jerozolima super, Kafarnaum nieziemskie, ale nie możemy zapomnieć o tych 30 latach, kiedy żył jak każdy Nazarejczyk – uczył się pism, rzemiosła, pracował z Józefem, rozmawiał z rodzicami o kryzysach finansowych, oblewał ich wodą w Lany Poniedziałek, dobra, zagalopowałem się 😀 Ale rozumiecie, Nazaret, „Kwiat Lilii” to ważne miejsce, tajemnicze. W drodze na południe z Galilei do Jeruzalem odwiedziliśmy Seforis, Cezareę (nadmorską) oraz Emmaus.
Seforis jest dla biblistów bardzo ważnym miastem od niedawna. Okazuje się, że było jednym z ważniejszych miast za Heroda Antypasa, który budując swoją potęgę – budował na potęgę (pamiętacie, że odbudował Świątynię w sposób nieziemski). Nazaret było małym żydowskim miasteczkiem, skąd do budowy Seforis przyjeżdżali pracownicy pochodzenia żydowskiego (odległość to ok. 5 km). Pomyślcie, skoro Józef i Jezus byli rzemieślnikami, najprawdopodobniej głównym źródłem ich dochodu nie był maleńki warsztacik w zaciszu Nazaretu, ale codzienne tyranie do Seforis i z powrotem.
Podobnie zresztą jak dziś mnóstwo małych miejscowości wokół Warszawy i innych dużych miast na świecie. Ciekawie było tu być i zobaczyć czego dokonali. Bonusem dla wszystkich archeologów i miłośników sztuki jest tzw. „Galilejska Mona Lisa” – prześliczne dzieło sztuki, choć dużo późniejsze niż czasy Jezusa z Nazaretu. Jako ciekawostkę powiem wam, że niektórzy chrześcijanie i bibliści uważają Seforis za miejsce narodzin Maryi.
Z Seforis, przez Rzeszów (żart 😀 ), pojechaliśmy do nadmorskiej Cezarei. Taka nasza Jurata, albo Sopot, bo kurort nieziemski. Miasto epoki Cesarstwa Rzymskiego, przepiękne, bo zbudowane, uwaga, w morzu. Pałac kuratora rzymskiego wychodził daleko w morze. Nad samym morzem też wielki hipodrom dla krwawych wyścigów zaprzęgów konnych, cudowny i ogromny port, łaźnie, te sprawy. Ktoś dziś powiedział, że gdyby miał się jeszcze raz urodzić, to jako bogaty Rzymianin za czasów Cesarstwa. Oni po prostu wiedzieli jak się bawić.
Cezarea jest dla nas ważna, bo mieszkał tutaj Poncjusz Piłat, tak ten Poncki Piłat z naszego „Wierzę w Boga” :D, i właśnie w Cezarei odkryto pierwszy pisany ślad jego panowania w I w n.e. Po drugie, kiedy czytamy Dzieje Apostolskie, widzimy jak ważna jest Cezarea na szlaku św. Pawła. Sprawdźcie to: Dz 25. Tutaj w więzieniu spędził parę lat, a odwołując się przez sądem do samego Cezara, odpłynął do Rzymu, by już nigdy nie powrócić do swojej ojczyzny… W Rzymie oddał życie za Jezusa, który zrzucił go z konia, oślepił, a żeby jeszcze tych kontuzji było mało, na koniec przebił jego serce strzałą miłości (Dz 9). Od tej pory, dla Pawła wszystko inne to śmieci, bagno, nic ciekawego (Flp 3, 7). Kamieniowanie? Biczowania? Parę lat odsiadki? Niekończące się procesy? Utrata głowy? Proszę bardzo, obym tylko poznał Jezusa, który mnie poznał i pokochał kiedy byłem wielkim grzesznikiem (Flp 3, 10-11). Historia Pawła miażdży wszystkie systemy – Windows się wiesza, a OS X się topi.
Przed powrotem do „Jeruszalajm” zatrzymaliśmy się w małej miejscowości „oddalonej o 60 stadiów od Jerozolimy”. Kojarzycie z Ewangelii Łukasza? Tak, to Emmaus, wygraliście wycieczkę do Suwałk 😉 Musicie wiedzieć, że jest to jedno z trzech „Emmausów” wokoło Jerozolimy, bo różne manuskrypty podają różne odległości. W każdym z trzech miejsc istnieją ruiny bazyliki, czyli ludzie tam się gromadzili na łamanie chleba, czytając Łk 24, 13-35. Przypominam tylko, że w drodze do Emmaus, Zmartwychwstałemu puszczają nerwy!!! 🙂 Nie wytrzymuje, robi face palm, Boszszszszszsz i krzyczy do uczniów „wy, głupki!!!” Nie wierzycie? Zajrzyjcie do greckiego oryginału 😉 (Łk 24, 25). Zmartwychwstały, a taki nasz, ludzki. Przemieniony, a ten sam 🙂 Przeżycie to niemałe, kiedy człowiek modli się w miejscu, gdzie usiadł z nimi do stołu, powiedział błogosławieństwo (może zaśpiewał: Pobłogosław Panie, z wysokiego nieba 😀 ), połamał dla nich chleb, rozdał i…zniknął. Stałem, uwielbiałem, modliłem się w językach i…zniknąłem. Musieliśmy już wracać do Jerozolimy. Ale moje serce się pali aż dotąd, jak uczniom (Łk 24, 32). Kiedy patrzycie na Mszy co robi celebrans, jak wyjaśnia wam Pisma, podchodzi do stołu, bierze i błogosławi chleb i wino, łamie i rozdaje – nie dajcie się zwieść, nie bądźcie głupi, rozpoznajcie Go. Niech wasze serca się palą!
W Jeruzalem ciepły wieczór…
Dzień 12 Ciekawe, że jezuici jednak się trzymają razem. Jesteśmy tu we „czterech pancernych” – Polak, Francuz, i dwóch włochów. Reszta to inni zakonnicy, albo diecezja – razem piłkarska „jedenastka”. Jako jezuici rozumiemy się bez słów, zwłaszcza gdy dziś siedliśmy razem na jednym z postojów przy stole dla…niepełnosprawnych. Śmialiśmy się z tego cały dzień, ale to prawda. Jesteśmy tak bardzo niewyedukowani jeśli chodzi o wiarę, o Biblię. Gdy słuchałem i patrzyłem na to kim był Jezus i czym było Jego przesłanie, poczułem się bardzo dumny i smutny, że jestem jezuitą. Dumny, bo Pan wybrał nas na swoich Towarzyszy i byśmy byli jak On – inni niż wszyscy inni, nietuzinkowi, płynący pod prąd, zadający pytania przeciętności, banałom i dewocji, przynoszący nadzieję, śmiejący się z ludzkiej głupoty, pragnący wiele i kochający na zabój, dający innym doświadczenie Boga, niezgadzający się z niesprawiedliwością i wykluczaniem kogokolwiek, gotowi na wszystko. A smutny, bo…przeglądając się w Nim, nie mam śmiałości powiedzieć, że którąkolwiek z tych cech posiadam. Jedno mi się nasuwa – On znowu nadaje kierunek mojemu życiu. Wtedy, od Galilei wszystko się zaczęło – i teatr i kremówki i życie apostołów, dlatego i ja od Galilei zaczynam nowe życie, bardzo tego chcę. Jedziemy z koksem.
To był genialny dzień, bo pochodziliśmy po wzgórzach Golan z widokiem na górę Hermon (Pnp 4, 8). Trochę jak Gorce 😉 Było bardzo ciepło i przecudnie: duże ryby w potokach, jaszczury, niezwykłe rośliny (jak figi, Terebinty), itd. Biblia wszędzie, bez kitu.
Owoc figi jest uważany przez biblistów za ten, który zerwała Ewa. Liście tego drzewa idealnie pasują na zakrycie genitaliów (Rdz 3, 7). Natomiast, uwaga, są swędzące 😀 Dlatego bibliści uważają, że Bóg daje ludziom pierwszy znak zbawienia, kiedy przygotowuje im majtki ze skóry 😀 (Rdz 3, 21). Śmiesznie, co? Bóg jest jednak dobry.
Idąc trochę dalej, zatrzymało mnie podpisane drzewo. Był to Terebint, taka izraelska wersja dębu. Takie same znajdujemy w Biblii w 18 rozdziale księgi Rodzaju, kiedy w najgorętszej porze dnia do Abrahama przychodzi trzech aniołów Boga. Może były okazalsze, ale tak wyglądają dęby Mamre. Warto zaznaczyć, że tłumacze hebrajskiego tekstu oryginalnego piszą: „przy terebintach Mamre”. Znacie historię, nie? Jakby co, to tu: Rdz 18.
Odwiedziny Wzgórz Golan i najbardziej wysuniętej na północ części Izraela łączy się z Cezareą Filipową, gdzie Jezus (nie wiadomo po co) poszedł z uczniami i w drodze pytał ich: Za kogo mnie uważacie? (Mk 8, 27-33). Z pewnością wiedział o istniejącej tu świątyni boga Pan’a – boga natury odpowiadającego za płodność i seksualność, bardzo znanego w tych stronach. Była tu świątynia wielu bóstw, cała plejada, która pokrywała wszystkie potrzeby człowieka, dawała mu szczęście i dobrobyt, harmonię życia. Jezus słysząc od uczniów, że jest Mesjaszem, kieruje się do Jerozolimy, gdzie ma ponieść śmierć. Będąc w Cezarei pokazuje jakim bogiem nie jest, a idąc do Jerozolimy jakiego mamy się spodziewać. Muszę przyznać, że to jeden z tych dni, a w ostatnim czasie mówię to codziennie, od którego nic nie jest już takie samo. Przyznaję, że od dziś czytam Biblię inaczej…Jezus się zmienił nie do poznania, jest inny, bliski, a nie do odgadnięcia.
Jeżdżąc po dzisiejszym Izraelu widzę piękno Ziemi Obiecanej, jej klimat (ciepły i nawodniony), urodzajny i opływający we wszystko. Mowa oczywiście o północy kraju, Galilei i innych północnych częściach, bo południe, z Jerozolimą włącznie, to piach i pustkowia. Północ kraju obrazuje fragment z księgi Liczb, gdzie Mojżesz przed wejściem do Ziemi Obiecanej wysyła szpiegów, by zobaczyli jaki to kraj. Zobaczcie co mówią po powrocie: „Udaliśmy się do kraju, do którego nas posłałeś. Jest to kraj rzeczywiście opływający w mleko i miód, a oto jego owoce” (Lb 13, 27). Mówię wam, powiedzieli mało.
Zdjęcie po lewej wygląda jak kupa kamieni i sadzawka, wiem. However, jak to mówią Poznaniacy w Szkocji, nie jest to żadna kupa, ale miejsce, skąd wypływają wody z góry Hermon – tryskające źródło rzeki Dan, później przechodzącej w Jordan, więc cyknąłem, bo znów, to Biblia w czystej postaci 😉
Na koniec zostawiam was z Izraelską jaszczurką. Czy pracuje w Szabat? Nie wiem, ale wygląda jak kamienie, na których ją ustrzeliłem. Są to kamienie budowli z 8 wieku BC – świątynia w Dan, do złudzenia przypominająca tę w Jeruzalem i pewnie o niej mowa, kiedy jest opisywana ta Jerozolimska 😛
Dzień 11
W dzień taki jak ten, nie da się za dużo pisać, bo jak? Nie dasz rady. Będzie dużo fotek, mało gadania. One dużo powiedzą. Dzisiaj więcej byłem niż słuchałem, jakbym wlewał w siebie całą tę okolicę, a nie były to Wadowice 😉 Jednym słowem Galilea, Kafarnaum, dom Piotra, gdzie mieszkał Jezus w trakcie publicznej działalności. Cudowne miejsce na świecie, wcale się nie dziwię Jezusowi, że wybrał je sobie na mieszkanie.
Muszę jednak napisać, że dużo się uczę od Stefano, włoskiego jezuity, którego wiedza archeologiczna i biblijna jest niewyobrażalna. Jezus i uczniowie, których poznajemy są genialni, tacy normalni, z naszej dzielnicy, swoi. Lista pytań w trakcie tych wizyt nie ma końca, czasem mam wrażenie, że nie ma gdzie pomieścić tego wszystkiego. Muszę zacząć czytać Biblię od nowa.
Sami rozumiecie.
Dzień 10
Od paru godzin jestem w Nazarecie i jest fantastycznie, ale wcale się nie zapowiadało. Pierwsza połowa dnia przeszła w męczarniach migrenowego bólu głowy. Jeszcze trochę, a odpadłaby mi z bólu i potoczyła się po kamienistej drodze Beit She’an, która się do tego bardzo nadawała. Ból głowy był spowodowany zjechaniem z Jerozolimy (ok. 700 m n.p.m) do Galilei (czasem nawet -300 m n.p.m), gdzie ludzkie ciało trochę wariuje. Beit She’an natomiast, to antyczne miasto w Galilei, w którym widzieliśmy rzeczy nie z tej ziemi.
Jest wielka debata między biblistami, czy Jezus uczęszczał do dużych miast w Jego rodzinnym Podlasiu, och, przepraszam, Galilei 😉 Ewangelie nic o tym nie mówią, ale z tego jak się zachowywał i z faktu, że apostołowie po Zmartwychwstaniu od razu ruszają do miast wychodzi co innego. Jeśli tak było, Beit She’an, całkowicie odjechane miasto, było jednym z tych, które najprawdopodobniej odwiedził. Obraz Jezusa zmienia mi się nie do poznania. On wszedł w nasze sandały bardziej mi się wydawało. Żył i pracował jak my w tamtym czasie (zob. Łk 2, 51-52).
Byliśmy też w miejscu, w którym obczailiśmy bardzo starą synagogę w Beit Alpha, odkopaną niedawno, z IV wieku. Ważne miejsce, bo najbliżej mu do Synagogi, w której mógł się pojawiać Jezus w swym rodzinnym mieście. Tymczasem taka nie lada gratka to Kasr Jehuda – tradycyjne miejsce Chrztu Pana Jezusa. Przeżycie duże, zresztą jak każde z tych miejsc…Zdjęcie mówi wszystko (poniżej).
Jeszcze jedno przeżycie i ciekawostka. Pojechaliśmy w miejsce odpoczynku Galilejczyków – Żydów i muzułmanów. Coś na kształt jeziora Firlej dla Lublina, albo Zegrzyńskiego dla warszawiaków. Różnica w tym, że miejsce to jest sztuczne, bo wybudowane przez Rzymian w czasach imperium 😉 Siedzę sobie i widzę żydowską rodzinę – mama, tata i dwie małe córeczki. Rozmawiają po hebrajsku, więc nic nie rozumiem. Nagle jedna z małych córek zwracając się to taty woła: „Abba!”…Wzruszyłem się. Właśnie takich słów Jezus używał wobec swojego Ojca w niebie. Tak nazwał Go w Getsemani, kiedy umierał ze strachu (Mk 14, 36) i takich samych słów używa w nas Duch Święty, kiedy nie umiemy się modlić (Rz 8, 14-16). To nie wszystko. W Nazarecie poszedłem do spowiedzi. Starszy franciszkanin, Azjata, bardzo dobry angielski. Wywaliłem mu wszystko co miałem, a on do mnie mówi: „Pamiętaj, że Bóg jest twoim „Abba”…” Powtarzał to słowo wiele razy, a ja tam siedziałem i nie wierzyłem własnym uszom, bo dziś znowu widzę jak Duch Święty działa. Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze, Tato, Abba, często 🙂
Ciekawostką jest fakt, że Żydzi w Ziemi Świętej, przynajmniej w Galilei, wokół Nazaretu, nie nazywają nas „chrześcijanami”, ale „Nazarejczykami”. Nazaret to po hebrajsku „kwiat lilii”.
Powyżej zdjęcie „kwiatu lilii” wieczorową porą, a w samym środku kwiatu – Dom Świętej Rodziny (po prawej).
Dzień 9 Dziś jak nigdy dotąd zobaczyłem modlącą się Jerozolimę oraz całe jej napięcie i ból. Wędrówkę zacząłem w Koptyjskiej części Bazyliki Grobu (Koptowie to chrześcijanie z Egiptu), przeszedłem przez część Greckiego Kościoła Prawosławnego i stanąłem przed Ścianą Płaczu (pierwszy raz też zobaczyłem prawdziwie płaczących Żydów i modlących się przed byłą Świątynią).
Czemu więc Jerozolima jest dziś tak pełna napięcia, nienawiści? Psalm 122 jest taki wymowny: Proście o pokój dla Jeruzalem, niech zażywają pokoju ci, którzy ciebie miłują! Niech pokój będzie w twoich murach, a bezpieczeństwo w twych pałacach! Przez wzgląd na moich braci i przyjaciół będę mówił: Pokój w tobie! Przez wzgląd na dom Pana, Boga naszego, będę się modlił o dobro dla ciebie. Patrząc dziś na napięcie między mieszkańcami czterech części Starego Miasta (Jeruzalem jest podzielone na 4 części: chrześcijan, muzułmanów, żydów i Armeńczyków), zobaczyłem jak to miasto woła i modli się o pokój. Dołączam do tego strumienia.
Słuchajcie, żeby była jasność, księgi Biblii to nie scenopisy, ani scenariusze do filmów. Nikt nie chodził za Panem Bogiem i nie spisywał wydarzeń. To wiemy. Okazuje się, że najpierw powstały księgi Powtórzonego Prawa i inne, a później dopiero Rodzaju i Wyjścia – około X wieku przed Jezusem. Naród Wybrany najpierw przeszedł przez te wszystkie wydarzenia, a dopiero potem powstały te księgi – wzięli do ręki ichnie długopisy i napisali co widzieli i słyszeli od przodków. To tak, jakby coś przeżyli i odwracając się za siebie, patrząc wstecz, zobaczyli swoją historię, jak Bóg działał w wydarzeniach i prowadził ich do Ziemi Obiecanej. Historię i jej zrozumienie zapisali w Biblii. To ciekawe, bo wtedy wiara rodzi się nie tylko ze słuchania, ale i osobistego doświadczenia, na które patrzę z dystansu i widzę co naprawdę się tam wydarzyło. Rzeczy układają się w historię mojego życia, w której nagle dostrzegam, że Bóg też w nim wiele razy działał. Chyba tego nam brakuje, żeby czasem usiąść i popatrzeć na swoje życie wstecz, zobaczyć działającego tam Boga, który pomimo moich wzlotów i upadków był przy mnie, przeprowadzał mnie przez różne doświadczenia, dzięki którym teraz jestem silniejszy. Każdy z nas może napisać biblię własnego życia, w której Bóg Ojciec dokonuje wielkich czynów, posyła Jezusa i daje Ducha Świętego. Biblia dzieje się w każdym z nas.
Na dziś tyle. Pakuję rzeczy i na 4 dni wyjeżdżam do Galilei. Ponieważ nie wiem, czy Piotr oprócz Kościoła, którego bramy piekielne nie przemogą, założył tam internet, może się okazać, że będzie parę dni przerwy. 3 noce spędzę w Nazarecie, także tego 😉
Dzień 8 Po lekcji archeologii w terenie, historii Starego Testamentu pełnej Jebuzytów i innych stworów oraz po lekcji hebrajskiego, w mojej głowie 15 tysięcy chińczyków siecze kapustę. Ale to nic, napiszę trochę, bo dzień był ciekawy. Najpierw podzielę się takim odkryciem z własnego czytania księgi Rodzaju. Zastanawialiście się kiedyś kiedy Bóg stworzył człowieka? Na końcu, nie? Jak wisienkę na torcie Bóg stwarza Adama i Ewcię. Owszem, ale jest to pierwszy opis. Natomiast drugi, jak zauważycie jest zupełnie inny. Po stworzeniu nieba i ziemi, kiedy jeszcze nic nie było wokół, Bóg lepi z gliny człowieka. Adam jest raczej przystawką po aperitif. Musiał się zdziwić rozglądając się dookoła. W obecności Adama Bóg stwarza cały świat, jakby go uczył, chciał mu pokazać jak to się robi – Adam mu towarzyszy. Na końcu Bóg umieszcza Adama w Ogrodzie i tam wyjmuje mu żebro stwarzając Ewę. Dalej już znacie. Niesamowite moim zdaniem. To wiele zmienia. Adam w szkole Stwórcy. W drugim opisie natomiast, wisienką na torcie Stwórcy jest Ewa – matka wszystkich żyjących.
Jak już powiedziałem wczoraj, wyszliśmy zobaczyć Golgotę i bazylikę Grobu. Może już wiecie, że klucze do tej świątyni mają od pokoleń dwie muzułmańskie rodziny, które codziennie rano i wieczorem otwierają i zamykają. Sułtan zrobił to dla chrześcijan, którzy za jego czasów mordowali się i walczyli o władzę nad bazyliką. Jest spokój – wyznaczone miejsca w bazylice, wyznaczone czasy na liturgię (łacinnicy mają od 7.30am, więc zapraszam 😛 ).
To co widzicie po prawej to nie kopiec kreta, ani drewniany ząb trzonowy, ale mała makieta skały, w której był grób Jezusa. Dwa pomieszczenia w środku: przedsionek i właściwy grób z trzema łożami wykutymi w ścianach. Na nich składano ciała. Dziś grota po wielu burzliwych przebudówkach i ponownych szpachlowaniach jest zabudowana malutką kapliczką (poniżej).
Nie uwierzylibyście, co się na przestrzeni wieków tutaj wyrabiało. Bigos. Przytoczę tylko historię Hakima, władcy muzułmańskiego. Wyobraźcie sobie, że w 1009 roku młotkiem rozwalił (prawie całą) skałę Golgoty i grób. Że się nie uderzył ani razu w palec??? Dziwne. „A gdybym był młotkowym, to co byś powiedziała?” Chrześcijanie powiedzieli nie i cała epoka Krucjat się rozpoczęła.
Koniec tego wykładania chemii w Biedronce. Odkrycia archeologiczne pokazały, że wokół grobu Jezusa znajdują się też inne groby. Tutaj macie tzw. grób Józefa z Arymatei, parę metrów od Jezusowego. To wspaniałe odkrycie, bo dzięki niemu można zobaczyć jak wyglądał ten najważniejszy – bo pusty.
Stuła – 20 szekli, bilet autobusowy na Górę Oliwną – 10 szekli, chleb – 3 szekle. Wejść do grobowca z I wieku??? Bezcenne.
Tutaj widać, jak z miasta było widać Kalwarię – Golgotę. Na zdjęciu jest to najwyżej położone miejsce, po prawej, gdzie są dwie szare kopuły. To bazylika Grobu. Rzymianie wybrali Golgotę specjalnie. Było ją dobrze widać z miasta, więc ukrzyżowani działali jako swoiste przykłady dla buntowników.
To tyle na dziś. Widziałem też dwie grupy Polaków. Jedni akurat kupowali sorbet 😉
Dzień 7 Jestem tu tydzień. Jak na porządny kawał o „Polaku, Rusku i Niemcu” przystało, jest nas we wspólnocie ośmiu: Polak, Francuz, Włoch, Hindus, Bask, 2 Amerykanów i Wietnamczyk. Ekipa nieziemska. Drużyna „A”. Powiem tylko tyle, że francuz ma status pracownika dyplomatycznego w Izraelu (pracuje w ambasadzie francuskiej), a Wietnamczyk przesiedział 9 lat w komunistycznym więzieniu i odprawiał Msze na szmuglowanym winie…Nie nudzę się tutaj przy posiłkach, czy w trakcie picia kawy, o nie.
Dziś miałem pierwszy dzień zajęć. Coś cudownego z tymi treściami. Nagle się okazuje, że namaszczenia martwego ciała Jezusa, które znamy z Ewangelii, nie koniecznie były namaszczeniami żeby ciało zachować (jak mumię), ale żeby szybciej się rozłożyło. Dla Żydów rozkład ciała był postrzegany jako pośmiertne cierpienie (zob. Ps 16, 9-10), więc aby pomóc ukochanej osobie namaszczało się ciało olejem z substancjami żrącymi (chemikaliami w naszym rozumieniu). Słabo? Maria szła do grobu – kochając Jezusa nad życie, ale z chemikaliami dla rozkładu Jego ciała (Mk 16, 1-2). Jest to jednak jedna z możliwych interpretacji. Sporo biblistów twierdzi, że mirrę i inne pachnące substancje wkładano pod spód płócien, którymi owijano pacjenta po to, aby pozbyć się zapachu rozkładu ciała (co było największym problemem dla Żydów). Nigdy jednak nie namaszczano dla zachowania ciała jak u Egipcjan.
Rozwaliło mnie tych parę słów o historii Jerozolimy, o wybudowanej przez Heroda Świątyni i jego pałacu znajdującym się wyżej niż Świątynia (cwaniak) i o domu Maryi – gdzie? Ha, wcale nie w Nazarecie, ale w Jeruzalem, przy Lwiej Bramie. Najbardziej mnie zafascynowała historia Świętej Rodziny według archeologów i historia Golgoty. Okazuje się, że właśnie to miejsce jest jednym z najlepiej historycznie potwierdzonych miejsc Ewangelicznych (oprócz domu Piotra i Wieczernika). Golgota rzeczywiście była górą, skałą, która znajdowała się w ogrodzie (według Ewangelii w J 18, 38-42). W ogrodzie tym było mnóstwo grobów. Ponieważ przekazy chrześcijańskie są spójne od chwili śmierci Jezusa do zbudowania bazyliki grobu Pańskiego, mamy pewność, że tu Jezusa ukrzyżowano i w tym grobie został złożony. I tu ciekawostka – pierwsza bazylika Grobu Pańskiego (zbudowana w IV wieku) została usytuowana na zachód (jako jedyna udokumentowana w historii, reszta była przecież na wschód), gdzie znajdował się grób Pański. To taki znak dla nas, że wszystko co w naszej wierze najświętsze i najbardziej ukochane jest nakierowane na pusty grób Jezusa, który krzyczy: „On żyje!” W średniowieczu chrześcijanie nazwali to miejsce „Centrum Świata”.
Mówię wam, przez to co napiszę przestaniecie się do mnie odzywać, zerwiecie ze mną kontakt, nie wyślecie mi kartki na święta 😀 Otóż system wykładowy przedmiotu z archeologii NT wygląda tak, że siedzimy pół dnia w klasie i uczymy się o danym miejscu, a potem pół dnia jest przeznaczone na wycieczkę do tego miejsca. Jutro idziemy na Golgotę. Klawo. Jak kartka świąteczna do mnie nie przyjdzie – rozumiem… 😉
Dzień 6 Koniec z całowaniem klamek…jakimś Bożym cudem. Poszliśmy i było otwarte, a mianowicie – the Israel Muzeum. Kilka ciekawych eksponatów na początek: mają rękopisy z Qumran, mają nano-Biblię – cała Biblia hebrajska jakby na ziarnku maku, mają automat z żydowskimi czipsami 😀 Świetnie urządzone. Zacznę od części archeologicznej, gdzie można zobaczyć np. rogi prehistorycznego byka, czaicie?
Maleństwo musiało wyglądać. Jednak najbardziej fascynującym wykopaliskiem tej części jest tzw. „Galilejczyk” – the Galilee Man, który zmarł w tamtych okolicach ok. 250 000 lat temu! Pokój nad jego duszą.
Jak tylko weszliśmy do części poświęconej okresowi króla Heroda, czasowi 2 Świątyni, muszę wyznać, że trochę przytyka każdego studenta Biblii…i archeologii, i zarządzania i administracji jeśli lubi Biblię 🙂 Jesteśmy w czasach Jezusa jednym słowem. Można zobaczyć jak żył król Herod, a żył całkiem dobrze, panie premierze. Mozaiki, łaźnia, itd. przecież to był król żydowski, choć sami Żydzi nigdy nie uważali go do końca za swojego króla. Wiecie, układy z Rzymem, krwawe tłumienie rewolt wśród swoich, kto by go lubił. Ładny, czy brzydki – odbudował całą Świątynię Salomona (tzw. 1 Świątynię) i uczynił ją jeszcze okazalszą. W 70 roku została zrównana z ziemią, chlip ;( I muszę powiedzieć, że sprawa Świątyni 3.0 mnie trochę fascynuje – 2 tys. lat bez rezultatów, nie ma Arki Pana, wokoło wojny, nici z przepowiedni i proroctw. My narzekamy na długą budowę Świątyni Opatrzności 😀 Czy im się uda? Może powinni zbierać tacę – u nas to działa 😀 Moje stopy zatrzymały się przy jednym eksponacie – było to 5 stągwi kamiennych używanych do żydowskich oczyszczeń.
A więc to takie? Widać, że każda z nich przygotowana, na moje oko, na od 50 – 75 litrów. Cudownie, a więc to tutaj Jezus zobaczył szansę na dobrą zabawę i objawienie się uczniom. Hmmm. Pismo Święte mówi o sześciu (J 2, 6). Nie pytajcie, szóstą, jeszcze pełną wina, zabraliśmy z Luigi cichaczem do jezuitów 😉 Zapraszam.
Chcę powiedzieć parę słów o zwojach z Qumran. Poczytajcie o fascynującej historii tego miejsca i o pasterzu, który rzucając kamień do jaskini dokonał największego odkrycia XX wieku. Nie Wołoszański, dacie wiarę? Część muzeum, gdzie trzymają zarówno kamienne naczynia, zwoje Biblii, jak i pisma o zwyczajach sekty z Qumran, ma kształt pokrywy wspomnianego naczynia – genialny pomysł architektoniczny. Nie zrobiłem fotek bo nie można było, ale na pewno znajdziecie w necie, jak chcecie 😛 Dzięki temu pasterzowi mamy najstarsze zachowane rękopisy biblijne. To jakby znaleźć zdjęcie swojej pra,pra,pra,pra,pra…babci i zdać sobie sprawę, że wszystko co o niej wiedzieliśmy to prawda. Dziadek i babcia nie kłamali.
Na koniec zamieszczam zdjęcia makiety z prawdziwego kamienia – Jerozolima przed jej zburzeniem w 70 roku naszej ery. Widać jak pięknie jest zbudowana na wzgórzu, jak Świątynia z częścią, gdzie przebywała Arka jest zbudowana według zaleceń samego Najwyższego, co do joty. Sprawdźcie to tu: 2 Księga Kronik, rozdziały 2-4.
Biblia mówi, że Jezus został ukrzyżowany i pogrzebany poza miastem. Było to wzniesienie, skała – poza drugimi, wewnętrznymi murami miasta. Tutaj na zdjęciu makiety widać Golgotę między murem a domostwami. Dziś w tym miejscu stoi bazylika Grobu Pańskiego w części tzw. Starego Miasta. 10 minut od mojego domu.
Dzień 5 Pierwszą Niedzielę w Jeruzalem spędziłem…ochoczo. Zaczęło się od Mszy we Franciszkańskiej katedrze. Czemu? Dziś odpust św. Franciszka. Podobno tu był, bo Sułtan pozwolił mu na przybycie i głoszenie słowa. Tak czy inaczej, od 13 wieku Franciszkanie mają tutaj swoją kustodię i spore znaczenie. To oni zawiadują chrześcijańską częścią starego miasta, trzęsą połową Jerozolimy (tu trochę koloruję) i to oni nie pozwolili św. Ignacemu na pozostanie w Świętym Mieście i osiedlenie się na stałe. Co daj Panie Boże, bo przecież gdyby został, to nie wróciłby do Rzymu i nie założyłby TJ. Gdzież ja bym się podział…gdzież nauczyłbym się jezuickiego sarkazmu, skąd wzięlibyśmy papieża jezuitę? Chyba nie od salezjanów? 🙂 Cudownie było, kazanie długie i po francusku – idealne na drzemkę. Jedno wezwanie modlitwy wiernych było po polsku, pani była chyba ze Śląska 😀
Zostanę mistrzem „całowania klamek”. Parę dni temu wieczernik, dziś Muzeum Izraela, ale nie żałuję. Pierwszym powodem jest to, że idąc tam na piechotę poznałem Jerozolimę od innej strony. Ulice jak na Mokotowie, ulice nazwane imionami polskimi, powoli snujące się życie. Nie ominę też faktu, że idąc tam z Luigi – włoskim diakonem z Sardynii, uczyliśmy się hebrajskiego. Uśmiejecie się: w hebrajskim jest coś takiego jak Mater Lectionis – spółgłoska, która pomaga czytać wyraz. Luigi tłumacząc mi to, zaczął opowiadać o mamie, która pomaga całe życie, gotuje spagetti najukochańszemu synkowi 😀 Cali Włosi….śmialiśmy się do rozpuku. Przechodząc obok osiedla (jak na Mokotowie) zobaczyłem też drzewo, które od razu przykuło moją uwagę.
Owoc granatu, który jest miły dla oka i dobry do spożycia. Czy nie sądzicie, że w Ewunia w Rajskim Ogrodzie (גַּן עֵדֶן) musiała zobaczyć coś podobnego? Sprawdźcie to 😉 (Rdz 3, 1-6). Luigi się oburzył, bo jako znawca Biblii słusznie zauważył, że autor nie podaje rodzaju owocu, a bibliści próbujący zlokalizować na mapie świata miejsce Rajskiego Ogrodu mówią raczej o dzisiejszym Iraku lub Armenii. To było smaczne popołudnie.
Dzień 4 Od naszej jezuickiej wspólnoty na górę Wniebowstąpienia idzie się jakieś pół godziny, ale dziś pojechałem tam autobusem – muzułmańskim, wyglądał zupełnie jak PKS. Ciekawostka, bo góra ta ma jezuicki smaczek – otóż Ignacy, kiedy tu był, schodząc już na dół, zapomniał w którą stronę skierowane były stopy Jezusa (odciśnięte na skale) i musiał wrócić przekupując muzułmańskiego strażnika (do dziś góra jest własnością muzułmanów)….nożyczkami! Ha! Może to nie były prawdziwe nożyczki? Może po prostu zagrał z nim w „papier, nożyce, kamień”? 😛
Tak czy inaczej, spotkałem tam grupę prawosławną pięknie śpiewającą o Wniebowstąpieniu oraz australijską Polkę, która nam cyknęła fotkę. Na bogato. Schodząc z góry nie zapomniałem w którą stronę były skierowane stopy Jezusa, bo przez tyle wieków ślady są zupełnie zatarte. Mam jednak stanowisko – były skierowane na okolice Siedlec 😀 A tak bez żartów, ludzie się biją o to czy w stronę Jerozolimy, czy tyłem do niej…czytając Ewangelię myślę jednak, w stronę świata czekającego na spotkanie z Nim (Łk 24, 50-53). Czyż nie? Nie zgadniesz jak nie byłeś wtedy na górze, chociażby zbierając poziomki (albo pionówki 😀 ).
Schodzi się stamtąd przez górę Oliwną i przechodzi przez niezwykłe wzniesienie, które nazywają „Dominus Flevit”, tzn. Jezus zapłakał. To tutaj miał się wzruszyć patrząc na Jeruzalem, zapłakać i…nazwać siebie kwoką. Tak, a nas nazwał kurczakami 😀 (zob. Mt 23, 37-39). Także tego.
Nie ma wyjścia, trzeba z łez Jezusa wyciągnąć wnioski. Boże, rzeczywiście Jerozolima nawet dzisiaj jest miejscem gdzie giną ludzie – i muzułmanie i Żydzi, na przemian i jak tu ma być dobrze? Nawet tutejsi chrześcijanie chcą, żeby Jerozolima i cała Ziemia Święta należała do Żydów, bo wtedy nastanie Armagedon. Ale jakim kosztem? Oczywiście wojny z muzułmanami. Koło Fortuny, albo koło zamknięte. Jezus płacze nad Jerozolimą do dziś. Dobrze, że turystom się tu nic nie dzieje…maleńka pociecha…głupia.
Na koniec powiem, że prze-szłem (podobno już ta forma jest poprawna?) obok Getsemani, a po plecach prze-szły mi ciary. To było już za dużo jak na jeden dzień, więc nie wszedłem (ta forma jednak lepiej brzmi) do środka. Nie bój, nie bój, pomyślałem sobie. „I’ll be back”. Jedna rzecz mi się nasunęła wchodząc i schodząc pod Górę Oliwną i z niej – chłopaki musieli być wysportowani! Chyba że co jakiś czas można była usłyszeć od uczniów podobne komentarze: – Ok, Jezu, ja już dłużej tak nie mogę!; – Daleko jeszcze?; – Gdzie On nabrał takiej kondycji?; – Ty, widzę, że Skała mięknie ;); – Do kawalerii wstąpić chciałem!!! Jednym słowem, Izrael to bardzo górzysty kraj.
Na Starym Mieście za-szedłem (o, jeszcze coś innego, dużo form gramatycznych dzisiaj) do miejsca należącego do rosyjskiego Kościoła Prawosławnego – bramy z okresu 2 Świątyni, czyli czasów Jezusa.
Tradycja mówi, że Jezus, idąc na Kalwarię musiał przez nią przechodzić. Wielu historyków to potwierdza. Obok niej znajduje się tzw. „ucho igielne”. Nareszcie można zrozumieć co Poeta miał na myśli, kiedy mówił o bogaczach. Okazuje się, że brama była zamykana na noc, ale wielu bogatych kupców przychodziło z wielbłądami po zmierzchu. Co wtedy? Mieli dwa wyjścia jak nieszczęścia – albo zdjąć z wielbłąda wszystko co miał, przepchać zwierzę (podobno było to możliwe), a potem wracać po kosztowności pozostawione na zewnątrz, albo poczekać na zewnątrz do rana. Ponieważ pierwsza opcja powodowała mnóstwo kradzieży, kupcy czekali do rana na zewnątrz, dlatego Jezus powiedział: „łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu do Królestwa Niebieskiego” – przywiązanie do bogactwa powodowało, że bogacze nie wchodzili do Jeruzalem, przynajmniej do rana 🙂 Proste teraz, nie?
Podsumowując – zawsze ładniej brzmi „poszedłem”, po drugie – aby chodzić z Jezusem trzeba było być sportowcem, po trzecie, do usłyszenia jutro.
Dzień 3 Dziś nie działo się za wiele…tylko na obiad we wspólnocie jezuickiej jedliśmy Tilapię, powszechnie nazywaną tutaj „rybą św. Piotra”. Strasznie smaczna, a połączenie z Piotrem pochodzi z Mt 17, 24-27 – sprawdź to 😉 Muszę się przyznać, że biorąc na miasto aparat nie wziąłem karty SD, więc fotek nie będzie. Bez paniki, coś wstawimy. Po pierwsze primo, pocałowałem klamkę…Wieczernika. Usiadłem naprzeciw i pomyślałem, że jeszcze tu wrócę, że chcę pocałować…ale tę podłogę i ściany, które widziały ich wszystkich, „tej nocy, której był wydany”. Na osłodę kupiłem sobie za „piętnastaka” (piętnaście szekli 😉 ) figi.
Takie coś jest w księdze Powtórzonego Prawa: Albowiem Pan, Bóg twój, wprowadzi cię do ziemi pięknej, ziemi obfitującej w potoki, źródła i strumienie, które tryskają w dolinie oraz na górze – do ziemi pszenicy, jęczmienia, winorośli, drzewa figowego i granatowego….(Pwt 8, 7-8). Pyszne są. Po drugie primo, będąc po tej stronie miasta pierwszy raz spojrzałem na Górę Oliwną i coś mną wstrząsnęło. Nie wiem, taka mieszanka wzruszenia z tęsknotą. Oba te miejsca do powtórki. Po trzecie primo – ultissimo, dziś pierwszy raz w życiu jestem w środku przeżywanego w Jerozolimie שַׁבָּת (szabatu). Jest…cicho.
Dzień 2 Chyba to, co dziś napiszę jest najlepsze w Jerozolimie. Wychodząc na spacer nigdy nie wiesz czy nie natkniesz się na miejsce święte, czy może – jeszcze świętsze. Chociaż dla chrześcijan, Żydów i muzułmanów to zupełnie inne miejsca. Wracając z pysznej, europejskiej kawy w austriackim hospicjum w części muzułmańskiej, nagle sobie uświadamiam, że idę drogą…Krzyżową.
Zatrzymuję się w miejscu, gdzie grupa Rosjan gromadzi się wokół miejsca, które według tradycji zatrzymało i Jezusa. Szymon z Cyreny musiał Mu pomóc, bo już nie dawał rady. Nic dziwnego, ja sam podchodząc nieco pod górę się zdyszałem. Obok stacji 6 jest na ścianie kamień, bardzo mocno wyżłobiony. Słuchając rosyjskiego przewodnika (trochę kumam ruski 🙂 ) okazuje się, że w tym miejscu zmęczony Jezus czekając na pomoc Szymona oparł się o mur. Chrześcijanie to miejsce zapamiętali.
Trochę dalej Weronika otarła Mu twarz, a chwilę dalej upadek pod ciężarem Krzyża. Droga prowadzi aż na Kalwarię, której zdjęcie opublikowałem parę dni temu. Trudno, nomen-omen, przejść obojętnie.
To co uderza Europejczyka, to jerozolimski misz-masz zapachowy. Zapach uryny z pobliskich toalet i nieciekawych zakątków miesza się z zapachem pikantnych przypraw i kadzidła. Dzięki Bogu, że te ostatnie jednak przeważają. Można sobie kupić trochę Mirry, albo innych zapachów, które tak mocno przecież się kojarzą z Ewangeliami, albo Starym Testamentem.
A wieczorem, przed mym domem…a raczej w Synagodze, do której poszedłem, tańce, swawole, disko i jeszcze raz tańce. Tańczą tylko mężczyźni, w kółku, kobiety pilnują dzieci, modlą się w wyznaczonym dla nich miejscu.
Jednym słowem trwa jedno z ważniejszych świąt – Sukkot. Tak na szybcika – trzy najważniejsze rekwizyty Sukkot: szałas (namiot), palemka oraz etrog, czyli taki cytrus podobny do cytryny.
Takim ciekawym zaskoczeniem dla mnie były kamienie świątynne z czasów 2 Świątyni – pobudowanej w 1 wieku przed Jezusem, ergo, były tam za Jego czasów. Kiedy przechadzał się po Świątyni one były pewnie jakimiś filarami, ale trudno oprzeć się uczuciu, że On tu był.
Na koniec poszedłem pod haKotel, czyli zachodniej ściany 2 Świątyni, potocznie zwanej ścianą płaczu. Skręcając w lewo tuż pod ścianą wchodzi się do tunelu, który jest jej przedłużeniem. Wszedłem tam oczywiście mając na głowie kipah. To co tutaj rzuca się na oczy i na serducho to mnóstwo Żydów modlących się wspólnie, równocześnie, osobno, cicho, na głos. W ich oczach widzę wiarę, że Jego obecność jest tutaj, że była tutaj kiedyś Arka Pana Zastępów. Żydom nie chodzi więc o te czy inne miasto, czy miejsce na świecie, chodzi o miejsce gdzie przebywała chwała Najwyższego. Ciary przechodzą, bo to niezwykłe miejsce. Na własnej skórze czuć tutaj wiarę narodu wybranego i tę…obecność.
Dzień 1 Zacznę od samolotu, bo jakoś często mi się zdarza, że lecąc do jakiegoś miejsca mam różnego typu przygody – wiedz, że coś się dzieje. W samolocie izraelskich linii lotniczych obcokrajowców nie było prawie wcale. Byłem totalnie postawiony między ludzi odmiennych poglądów, kultury, języka, etc. Poczułem się wyróżniony być wśród nich.
Patrząc na nich pomyślałem o ich wybraniu, o myślach i uczuciach Boga wobec tych ludzi, jak On na nich patrzy…Różne cytaty ze Starego Testamentu cisną się na usta: „Ja uczyłem chodzić Efraima(…) pociągnąłem ich więzami miłości” (Oz 11, 3-4). Większość słów-Boga-do-człowieka znamy stąd, że kiedyś On je wypowiedział w stosunku do nich. Dziś bierzemy je do siebie, znamy je, ale to oni je najpierw usłyszeli.
Zastanawiałem się jak to będzie w Ziemi Świętej – przecież On tam był. Moje stopy już w tym samym miejscu: „Już stoją nasze nogi w twych bramach, o Jeruzalem" (Ps 122). W dzisiejszej Ewangelii Jezus mówi: „Pójdź za mną”. Trudno, co robić, nie pozostaje mi nic innego. Poza tym dziś św. Hieronima, gościa, który 35 lat spędził w Betlejem ucząc się hebrajskiego i wnikając w Biblię. Później z oryginału przetłumaczył na łacinę. Biorę sobie to jako znak, ok? Jestem w Jerozolimie by studiować hebrajski i inne biblijne przedmioty. Będę się do niego modlił. Zresztą, takich do-modlicieli jest sporo, jak na przykład Ignacy, który przecież tutaj dotarł po swoim nawróceniu. Odwiedzę te same miejsca, powłóczę się po zakątkach.
Niezwykłe jest to, że z okna mam widok na stare miasto, na mury, bramę Jaffa. Pamiętam, jakie to było super uczucie w Krakowie siedzieć przy otwartym oknie i słuchać co jakiś czas Hejnału. Teraz przy otwartym oknie słyszę chrześcijańskie dzwony na Anioł Pański, muzułmańską adhan nawołującą do modlitwy i odgłosy żydowskiego święta Sukkot (Wj 34, 22 – Święto Zbiorów, coś jak nasze dożynki), które właśnie trwa. Słabo?
Wychodząc z podwórka przechodzę przez dolinę Gehenny i przez bramę Jaffa, idąc przez stare miasto, dochodzi się do tych wszystkich świętych miejsc, m.in. Golgoty. Trochę to do mnie nie dociera, ale dotrze. A na razie z myślą o odprawianiu mszy np. w grobie Pańskim (już wiem, że miasto pustoszeje i że możliwość jest, prawie codziennie), szykuję się do boju. Mam zamiar podskoczyć językowo – wrócić do mojej greki, nauczyć się w miarę możliwości biblijnego hebrajskiego…Oto Skała Golgoty, w której był umiejscowiony Krzyż:
28 września 2015 Zaczynam dzisiaj, w Bostonie jeszcze. Zupełnie nie wiem co myśleć o jutrzejszym dniu, w którym znajdę się w…Jerozolimie. Pewnie się dowiem. Zaczynam dzisiaj, a będę pisał codziennie, jeśli warunki będą sprzyjające. Traktuje ten czas jako 90 dniowe rekolekcje – codziennie jakiś cytat, fota, albo filmik. Dziś Kościół funduje nam Zachariasza, który mówi: „Sprowadzę ich i mieszkać będą w Jeruzalem. I będą moim ludem, a Ja będę ich Bogiem, wiernym i sprawiedliwym” (Za 8,8) Przypadek??? Nie sądzę… 😉
Parę dni temu kiedy uczyłem się hebrajskiego przyszła mi do głowy taka oto nie zagrożona głębią myśl. Jest to język z zupełnie innej rodziny języków, z zupełnie innej planety. Nie mamy do czego go przyrównać, nie daje się w ogóle zakwalifikować w naszej świadomości. A to właśnie w tym języku Bóg przemówił do człowieka. Nie w polskim, nie w niemieckim, angielskim – ale hebrajskim. Nie wyobrażam sobie Boga mówiącego te wyrazy, tembru jego głosu wypowiadającego hebrajskie: Abrahamie, wyjdź z domu twego ojca… Chcę poznać tego Boga, Jego język, Jego sposób myślenia…
ha-shanah ha-ha’ birushelayim – do zobaczenia za rok w Jerozolimie (powiedzenie, życzenie, którym obdarowują się nawzajem Żydzi). A więc do zobaczenia…jutro 🙂