Kolejny Szabat okazał się dniem pełnym niespodzianek, coś jak Kinder Jajko 😉 „Kota nie ma w domu to myszy harcują”, to znaczy, że podczas gdy Żydzi siedzą w domach i nikt nie pracuje, wtedy muzułmanie i chrześcijanie ruszają na podbój Jerozolimy, oczywiście turystycznie. Wysypuje się więc, jak grzyby po deszczu, mnóstwo autokarów z pielgrzymami do błękitnego meczetu (po stronie muzułmańskiej) oraz (po stronie chrześcijańskiej) kilka na górę oliwną. Moglibyśmy rozebrać Jerozolimę na kawałki, a Żydzi by tego nie zauważyli 😛
Mnie dosięgnął dziś nie niemały zaszczyt („przede mną szczyt, a za szczytem zaszczyt za zaszczytem”, cytując klasyka hip-hopowego 😀 ), ponieważ spotkałem siostrę Paulę – mniszkę, benedyktynkę. Siostra Paula była Żydówką, która była ukrywana w trakcie wojny przez polską rodzinę. Przeżyła i przyjąwszy chrzest wstąpiła do klasztoru benedyktynek w Łomży. Teraz jest tutaj i jako 86 letnia staruszka opiekuje się goścmi jej klasztoru. Oczy jej mówią jedno…albo, dwa, albo trzy: radość, pokora i świętość 🙂
Wieczorem poszedłem świętować Hanukkę 😉 Spotkało mnie m.in. odpalanie przedostatniej świecy na dźwigu, tańce, śpiewy, modlitwy. Obaj z Luigim – moim kolegą, diakonem z Sardynii, mieliśmy niezły ubaw z czapek, które noszą tutaj Żydzi 😀 -10 000 punktów od przystojności, ktoś mi kiedyś powiedział 😀 Te czapki z włosia lisiego to tzw. Shtreimel.