O godzinie 19.00 rozpoczyna się rytuał zamknięcia drzwi do Bazyliki Grobu Pańskiego. Przed bazyliką mnóstwo turystów, głównie chińczyków, którzy fotografują każdy najmniejszy kamyk – gdziekolwiek by się pojawili. Dziś jednak jest co fotografować. Najpierw Greccy Prawosławni zamykają wielkie wrota i otwierają maleńkie okienko, które przypomina otwór budki sprzedających kebaby. Przez tenże otwór podają muzułmanom drabinę (nie kebaba), aby ci, za pomocą kluczy do bazyliki, które od ponad tysiąca lat należą tylko do jednej rodziny, zamykają drzwi, aż do godziny 4.00 rano. Wtedy rytuał się powtarza, ale w odwrotnej kolejności 😉
Od momentu zamknięcia drzwi cała bazylika jest nasza! Najpierw dostajemy krótką instrukcję obsługi od franciszkanina, która sprowadza się do kilku zdań – nie podpalić bazyliki, nie śpiewać, nie zadzierać z prawosławnymi braćmi 😉 Można dostać szczotką po głowie 😛 Po krótkiej toalecie grobu pańskiego (możecie sobie wyobrazić, jak jest wycałowany przez tysiące pielgrzymów każdego dnia) możemy wchodzić. Ludzi nie jest dużo, więc jest mnóstwo czasu na posiedzenie sobie w środku.
A w grobie Jezusa trzeba wysiedzieć swoje i dać sobie czas na przemyślenie spraw. Oto lista możliwych rozkmin, oczywiście można dodać swoje:
– sens życia
– po co się tak spinać?
– dlaczego wierzę?
– i co teraz?
– jak przeżyć swoją śmierć?
– co chcę, by było na moim nagrobku i co zrobić, aby to była prawda?
– skoro mówili, że umarł, a żyje, to może ja nie żyję, mimo tego, że oddycham?
– jak wdrożyć w życie śmierć „starego człowieka” we mnie?
– Żyje! Jak to powiedzieć innym?
– niewygodnie w tym grobie, nic dziwnego, że Go tu nie ma, lepiej żyć 🙂
Mnie uderzyła tam radość, to niewiarygodne, ale radość!!! Wszędzie odniesienia do Zmartwychwstania i do życia, człowiek czuje się tam jak w Okresie Wielkanocy. Muszę wyznać, że rzeczywiście, jest coś niesamowicie pocieszającego w pustym grobie, w tej zimnej płycie, na której nikogo nie ma 😀 Oddajmy głos Markowi i zobaczmy co tam się właściwie stało: „Po upływie szabatu Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba, i Salome nakupiły wonności, żeby pójść namaścić Jezusa. Wczesnym rankiem w pierwszy dzień tygodnia przyszły do grobu, gdy słońce wzeszło. A mówiły między sobą: «Kto nam odsunie kamień od wejścia do grobu?» Gdy jednak spojrzały, zauważyły, że kamień był już odsunięty, a był bardzo duży. Weszły więc do grobu i ujrzały młodzieńca siedzącego po prawej stronie, ubranego w białą szatę; i bardzo się przestraszyły. Lecz on rzekł do nich: «Nie bójcie się! Szukacie Jezusa z Nazaretu, ukrzyżowanego; powstał, nie ma Go tu. »” Mk 16, 1-6.
Te słowa anioła „nie ma Go tu” są jak fala, jak wzburzony ocean, jak wulkan, jak pędzący ogier, jak wicher, jak potok łez, jak lawina. Kiedy tak tam siedziałem coś działo się w moim wnętrzu – może to anioł? Może to nadzieja wlewała się we mnie z powodu widoku pustego grobu, po którym hula Wiatr? Mówię wam, w ciemnym grobie bije niesamowite światło od tej zimnej i pustej płyty. Można tutaj zachorować na chroniczny brak poczucia bezsensu 🙂 Każdy chrześcijanin powinien tutaj wejść, zobaczyć tę płytę i powiedzieć sobie: „Wspaniale, nie ma Go tu, a więc do dzieła, jedziemy z koksem, odpalamy wrotki, zaczynamy żyć!”
Zapamiętam z tej nocy radość pustego grobu; rozmowy z Dorotą i Moniką (o życiu i o nieznanym Bogu, w kaplicy Adama i Ewy – centralnie pod Krzyżem Jezusa); poczucie sensu dostrzeżone w moich ciemnych dolinach i w ciemnych dolinach innych; przejmujące zimno; modlących się ludzi; zapach nardu i mirry.